Odessa na weekend jest idealna! Miasto ma co prawda „tylko” 200 lat, ale za to zabytków mogą jej pozazdrości większe i starsze miasta. Zapraszam na opowieść o wyjeździe na weekend w Odessie. Poznaj, które atrakcje miasta zobaczyć, gdzie pójść wieczorem i które plaże Odessy wybrać.
Odessa była kolejnym z miast, w którym wysiadłem i od razu wiedziałem, że to właściwe miejsce. Nie odczuwałem zniechęcenia i nie chciałem się ewakuować byle szybciej tak jak w Kijowie. Odessa wciągnęła mnie podobnie do mojego ukochanego Lwowa. Już przejazd z lotniska gdzie przyleciałem bezpośrednim lotem z Warszawy był piękny. Komuniści nie rozwalili starej tkanki miejskiej, dlatego jedzie się szerokimi bulwarami, ocienionymi przez potężne drzewa, tworzące nad trasą szpaler. Za szybą ubera migały kolejne stare domy, część wyremontowana, ze wspaniałymi fasadami, część czekająca na to, że ktoś się zlituje i ocali je od wpływu czasu, przywracając młodzieńczy wygląd.
A kiedy wyszedłem z hotelu, by od razu rzucić się w wir zwiedzania i obejrzeć atrakcje Odessy, moja fascynacja miastem jeszcze się wzmogła. Teraz mogłem przyglądać się bogatym detalom secesyjnych kamienic, dotykać potężnych drzew, wstąpić do kawiarni. I do hipsterskiej hali na piwo.
Zapraszam Was do przewodnika po największych atrakcjach Odessy. Jeśli wybierzecie wakacje w tym mieście na pewno nie pożałujecie. Zaplanujcie przynajmniej kilka dni na zwiedzanie i wolne poznawanie zakamarków.
Schody w Odessie – słynne Schody Potiomkinowskie
Spis treści
Ciekaw jestem czy tak samo jak ja na pierwszą myśl o Odessie przychodzą Wam do głowy schody. Tak, te słynne, gigantyczne schody, które dzięki filmowi „Pancernik Potiomkin” tak bardzo wryły się w popkulturę. W sumie nie wiem dlaczego, bo ja tego filmu po prostu nie mogę zdzierżyć. Ale jak to się mawia: o gustach najchętniej się dyskutuje! 🙂 Zresztą w filmie zazwyczaj się koloryzuje i przekłamuje. I np. w filmie masakra ludności Odessy była na schodach, bo to malowniczo wyglądało, ale w rzeczywistości do ludzi strzelano w bocznych uliczkach. Chociaż jak się zastanowić, to czy robi to różnicę, gdzie tych ludzi rozstrzelano?
Wcześniej użyłem sformułowania gigantyczne schody i ma ono jeszcze drugie znaczenie, bo była to pierwsza nazwa schodów w Odessie. Nie dziwota, bo początkowe 200 schodów robiło wrażenie! Zresztą, dzisiejsze 192 stopnie też robią robotę! Dlaczego dziś jest ich mniej? Wszystko przez kilkukrotne przebudowy konstrukcji. Konstrukcja zaprojektowana w 1825 roku przez Franciszka Boffo, była początkowo węższa, dopiero potem ją rozszerzono, a jeszcze później przebudowano i pokryto granitem, który mniej poddaje się erozji.
Ciekawostką jest, że schody delikatnie rozszerzają się ku dołowi, przez co patrząc z dołu przypominają troszkę mającą 136 metrów długości drabinę do nieba. Aha, od pierwszego do ostatniego Schody Potiomkinowskie mają 27 metrów przewyższenia. Z boku zbudowano funicular, ale niestety wydaje się on być permanentnie nieczynny, zatem jesteśmy zdani na własne nogi.
Opera w Odessie
Kto mnie zna, doskonale wie, że kulturą wyższą absolutnie nie pogardzę. Dlatego uwielbiam chodzić na klasyczną klasykę do opery lub filharmonii. Dlatego w operze można mnie zastać w Warszawie, ale także we Lwowie, jeśli akurat tam jestem. Taka słabość i nic na to nie poradzę. Czy zatem mógłbym przepuścić wizytę w tak wspaniałym gmachu jakim jest opera w Odessie? Już z zewnątrz robi wrażenie, a wewnątrz to prawdziwa bajka. Jeśli do tego dołączymy mistrza Mozarta i jego Don Giovanniego, to jest to dla mnie raj. Z tego powodu specjalnie do Odessy przywiozłem koszulę, by godnie się prezentować w tym przybytku kultury.
Gmach opery w Odessie to jedna z głównych atrakcji Odessy i przy okazji jeden z najpiękniejszych budynków w mieście. Gmach, który widzimy obecnie pochodzi z 1887 roku i zastąpił budynek, który stał tu poprzednio, ale został zniszczony przez pożar. Neobarokowy budynek przetrwał do naszych czasów dzięki stróżowi teatralnemu, który zasabotował „pracę” Niemców, którzy podczas wycofywania się z miasta w roku 1944 postanowili wysadzić budynek. Bohaterski stróż, po prostu poprzecinał przewody.
I to dzięki niemu możemy podziwiać bogate wnętrza, złocone korytarze, arkady, łuki, wystawne loże i przede wszystkim scenę, na której artyści mają szansę przedstawiać swój kunszt. Przyznam się, że wziąłem najdroższe bilety, jakie były dostępne, z najlepszym widokiem, w najlepszym miejscu. Zapłaciłem w przeliczeniu na naszą walutę 50 zł. Bajeczna cena, jak za wspaniałe widowisko kulturalne.
Do opery na spektakl
Odwiedzenie opery na spektakl to doskonały pomysł na zwiedzenie budynku, bo co prawda można tu wejść także z wycieczką, ale przecież to nie ten sam klimat. Nie ma tej nieuchwytnej atmosfery spektaklu, nie ma elegancko ubranych ludzi, powolnego przechadzania się wszystkich, punktów gastronomicznych i wina musującego za 6 zł za kieliszek. A podczas wieczoru ze spektaklem dochodzą jeszcze wszystkie zapalone światła. Magia! I jedyne co jest dziwne, to że kiedy wyszedłem, budynek nie był podświetlony, tak jak na to zasługuje zabytek tej klasy… dziwne to, ale przecież Ukraina to nie jest bogaty kraj, a kultura to pierwsza rzecz, na której oszczędza się w kryzysie.
Deptak – tu toczy się życie
Ulica Deribasowska czyli deptak w Odessie to jedna z najbardziej klimatycznych ulic, na jakich udało mi się być podczas moich podróży. Co w niej takiego klimatycznego, zapytacie? Odpowiedź będzie dość prosta: życie! Tu się toczy życie miasta! Tu na szczęście nie mogą wjeżdżać samochody i nie robią tego nawet te z przyciemnianymi szybami, którymi wożą się bardzo bogate lub bardzo ustosunkowane osoby. Po deptaku w Odessie wszyscy chodzą pieszo, jak na deptak przystało. A tuż obok deptaku, przylegając, jest jeszcze mały park, zatem odrobina chłodu i zieleni w upalny dzień będzie jak znalazł. Jest w nim także kilka restauracji, zatem można połączyć przyjemne z… przyjemnym dla podniebienia. Aha, na deptaku jest też lokal Puzata Chata, gdzie za niewygórowane kwoty możemy zjeść.
Coś co mnie absolutnie urzekło, to życie na ulicy. Taki miks słowiańskości, przedsiębiorczości, kultury i zachodniego sznytu. Z jednej strony mamy tu liczne knajpki, kawiarnie i restauracje i w nich siedzą setki osób, rozmawiając, jedząc, ciesząc się wieczorem i swoim towarzystwem. Z drugiej zaś strony jest tu czysty wschodni folklor: Ktoś sprzedaje baloniki, ktoś z baloników kręci zwierzaki, można przejechać się na koniu przebranym za jednorożca lub za pieniądze sfotografować się z nim. Jeśli lubimy fotografie ze zwierzętami, to i z rasowymi gołębiami można zrobić zdjęcie.
Ale na drugim biegunie przedsiębiorczości są polowe strzelnice, gdzie rozwalamy balony, tuż obok można strzelać gole do bramki i coś wygrać, ale podczas mojej obecności na ulicy nigdy nikt tym zainteresowany nie był. Za to wszyscy oglądają kolejnych śmiałków, którzy wspinają się po jakiejś drabiniastej konstrukcji, z której po kolei spadają na materace ku uciesze gawiedzi.
Muzyka na deptaku
Ale dla mnie najbardziej magiczna była muzyka i liczni artyści tu występujący. Oto jakiś chłopaczek gra na mandolinie, wspomaganej elektronicznym nagłośnieniem. Tuż obok skrzypce i saksofon nadawały ton okolicznym nastrojom, jeszcze dalej ktoś trymcił standardy na akordeonie. Jednak to koncert żydowskich standardów w jednej z restauracji zebrał największą rzeszę słuchaczy. Cóż to była za energia! Ale nie ma się czemu dziwić, bo muzyka klezmerska nie potrafi pozostawić obojętnym. Nogi same rwą się do tańca! Ciekawie wygląda restauracja oblężona nawet z zewnątrz, bo wianuszek chętnych do słuchania muzyki chłonie każdą nutkę.
Ale to jeszcze nic! Kolejnego wieczora na deptaku powstała scena i grały jakieś popularne na Ukrainie zespoły, bo wszyscy dzielnie śpiewali. Tylko ja nie, bo… po pierwsze mi się nie podobały, a po drugie nie znałem słów 😀 W sezonie deptak w Odessie żyje do późna w noc!
Spacer ulicami Odessy
Powiem Wam jednak, że pal sześć wszystkie pojedyncze atrakcje i symbole dawnej świetności! Odessa jest niesamowita jako całość, jako miejska tkanka. To co zleciła do zbudowania caryca Katarzyna II jest po prostu spójne i piękne! Polecam pospacerować ulicami Odessy. Przejść się bocznymi i głównymi uliczkami np. od dworca kolejowego i złotych kopuł pobliskiego Monasteru św. Pantelejmona, a potem powoli iść szerokimi ulicami w cieniu platanów i innych potężnych drzew. Zatrzymywać się przed kolejnymi rzeźbionymi elewacjami. Wchodzić w podwórka, gdzie kiedyś toczyło się drugie, nieoficjalne życie miasta.
Przejdziecie pewnie koło potężnej dawnej synagogi, która teraz niszczeje, a kiedyś była żywym pokazem siły i wpływów 30% ludności Odessy. Tuż obok będzie filharmonia i gmach, który z delikatnością muzyki absolutnie się nie kojarzy, ale jest na swój sposób piękny, chociaż podniszczony i wyraźnie widać, że w kulturę inwestuje się na samym końcu. Wreszcie będzie też potężny, doskonale odnowiony hotel Bristol i jego różowa fasada. A gdzieś na końcu będzie pomnik Adama Mickiewicza i drewniane balkoniki domów, albo nie drewniane tylko żeliwne. I to wszystko tworzy tak harmonijną całość, że aż chce się chodzić i patrzeć.
Odessa zdecydowanie zachęciła mnie, bym przyjechał tu jeszcze raz. Bo przecież tuż obok jest twierdza w Akermanie, a kto na lekcjach polskiego w szkole nie miał o „stepach akermańskich”? To właśnie o tych okolicach było!
Dworzec morski w Odessie
Nie wiem, czy tak samo jak ja zaliczycie Port Morski w Odessie za atrakcję turystyczną, ale mnie przypadł on do gustu. Po pierwsze można stąd odpłynąć na morskie przejażdżki, które pozwolą nam zobaczyć miasto z innej perspektywy. Po drugie jest tu kilka ciekawych pomników. Wreszcie zaś po trzecie stąd doskonale widać wielkie cielska zacumowanych statków i ich załadunek. I nie zapominajmy, że można stąd też obserwować morze. Port wymieniam na początku, bo Schody Potiomkinowskie prowadzą właśnie w to miejsce, a jak już zeszliście te 27 metrów, to niech ma to sens 🙂
Ja skupiłbym się na pomnikach, bo o i ile pomnik „Złote dziecko” wygląda lepiej na zdjęciach niż na żywo, o tyle figura filigranowej, zgrabnej kobiety trzymającej małe dziecko machające w kierunku morza, działa na wyobraźnię. Pomnik nosi nazwę „Żona marynarza.” Aż przypomina się piosenka Alicji Majewskiej „Jeszcze się tam żagiel bieli”. Cóż, w dawnych czasach nie było gwarancji, że mąż wróci z morza i kobieta nie zostanie wdową. Niebezpieczny był to zawód…
Jeśli dotarliśmy do portu morskiego, to idąc tu będziemy mieli okazję zakupu wycieczki statkiem wzdłuż brzegu. Część wycieczek płynie też na plaże Odessy z krótkim postojem i powrotem. Jeśli mamy chęć, to zapraszam. Nawoływania „Morskije pragułki” będziecie słyszeli co kilkadziesiąt metrów.
Hotel Pasaż
Piękny pomnik dawnej świetności Odessy. Z zewnątrz nic nie zdradza tego, co ukazuje się zwiedzającym, zaraz po przekroczeniu progu. Przepych! Wchodzimy rzecz jasna od ulicy Deribasowskiej czyli od miejskiego deptaku. I nie wchodzimy do budynku tylko na przepiękny wewnętrzny dziedziniec tworzący literkę L. Zatem nie zapomnijcie nie tylko wsadzić tu nos, ale także pospacerować, by zobaczyć dalszą część. Dawniej, w latach świetności Odessy, był to hotel i galeria handlowa, czy mówiąc po ludzku centrum handlowe, bo w galeriach to się sztukę ogląda. Tu porównanie z galerią jest o tyle trafione, że jak tylko zadrzemy głowę, będziemy mogli podziwiać kunsztowne rzeźby i ozdoby.
Co prawda dziś Pasaż w Odessie podupada, bo sklepów tu jak na lekarstwo, panuje niestety wschodnia „szyldoza”, która nawołuje do wstąpienia do tych miejsc, które jeszcze coś sprzedają. Jeśli chcecie spędzić tu dłuższą chwilę, proponuję kawiarnię, która oferuje napoje w rogu pasażu.
Muzeum Bohaterskiej Obrony Odessy
Możecie nie lubić militariów, może Was to nudzić, możenie nie doceniać, ale by zrozumieć Ukraińców, musicie zrozumieć znaczenie drugiej wojny światowej dla tego regionu i Związku Radzieckiego, który przecież przez długi czas, trzymał łapę na Ukrainie. Rosjanie wiedzieli, co się święci i doskonale przygotowali miasto do obrony. Nacierające wojska Niemieckie i Rumuńskie (bo Rumuni współpracowali z Hitlerem), zostały zatrzymane już na dalekich przedpolach Odessy.
Na panewce zatem spalił plan wzięcia miasta z marszu. Ale to nic dziwnego, bo 86000 obrońców to pokaźna liczba, nawet jeśli naciera na nią 120 000 przeciwników. Walki trwały dwa i pół miesiąca i pociągnęły za sobą około 16 000 zabitych po stronie radzieckiej i 18 000 po stronie niemiecko-rumuńskiej. Co prawda naziści wygrali i zdobyli miasto, ale obrońcy zdołali się wycofać na Krym.
By uczcić powyższe wydarzenia w dużym parku na przedmieściach Odessy urządzono muzeum – przede wszystkim pod gołym niebem. Na wielkim placu stoi tu w cieniu drzew np. pociąg pancerny, czołgi, haubice, armaty a przede wszystkim… prawdziwy okręt podwodny! Co prawda nie da się do niego wejść tak, jak to ma miejsce w muzeum morskim w Tallinie, ale wierzcie mi, że ten kolos i tak robi wrażenie! Dodatkowo w jednej z alejek stoją różnego rodzaju miny morskie a także prawdziwe stanowisko artyleryjskie z czasów obrony Odessy. Nie lada gratka dla miłośników militariów.
Uzupełnieniem tych atrakcji jest stacjonarne, dość niewielkie muzeum. Dziwne acz ciekawe to miejsce. Po pierwsze odwiedza je bardzo niewiele osób i kiedy wszedłem, obsługa była dość zaskoczona moją obecnością, za dowód niech posłuży to, że musieli dla mnie specjalnie zapalić światło w sali wystawienniczej, a także rozbiec się po nielicznych salach, by pilnować eksponatów. Skąd mieli wiedzieć, że nie mam ochoty ich ukraść? 😉 Niestety muzeum jest całkowicie pozbawione interaktywności, nie ma tu jakichś smaczków. Ot, gabloty z pamiątkami z tamtych czasów. Jakieś mapy, dużo broni, zdjęcia, makiety. Nie żałuję, że wszedłem, ale nie żałowałbym też, jeśli budynek bym pominął.
Niedogodnością tego miejsca jest odległość od centrum, ale zawsze da się dośc szybko dojechać uberem. Chociaż na powrót musiałem czekać prawie godzinę, bo nikt nie chciał przyjąć kursu w to miejsce, ale może miałem niefarta. Aha, jeżdżą tu też marszrutki, zatem to też jest opcja.
Plaże w Odessie
Jak przystało na nadmorskie miasto i obecnie największy i główny port Ukrainy Odessa ma też plaże i co ważne, to są naprawdę piękne plaże! Tu każdy znajdzie to, czego szuka. Od luksusu po miejsca do rozłożenia ręcznika i darmowego opalania się. Trzeba bowiem zaznaczyć, że jak to w przypadku dzikiego kapitalizmu bywa, wiele dóbr wspólnych zostało sprywatyzowanych.
Ofiarą tego padły wspomniane plaże, na których odgrodzono specjalne strefy, na których możemy wypoczywać przy huczącej muzyce, na miękkim łóżku lub po prostu leżaku. W cieniu lub w słońcu, z drinkiem lub piwem w ręku. Na szczęście jest też darmowy piasek do bezpłatnego rozłożenia ręcznika.
Tak czy inaczej jeśli wakacje w Odessie, to na plażę na pewno pojedziecie. Zdecydowanie polecam odwiedzenie wszystkich, by porównać, która najbardziej Wam pasuje.
Plaża Arkadia
Plaża Arkadia w Odessie, to miejsce równie interesujące, jak polskie Mielno. Ma zagorzałych zwolenników, jak też i niewzruszonych wrogów. Ja wyszedłem zachwycony, a byłem tylko przez godzinę z hakiem i nie rozłożyłem tu nigdzie ręcznika, ani nie wynająłem leżaka. W sumie żałuję, ale nie miałem na to czasu. Kto wie, może następnym razem, bo do Odessy mam ochotę wrócić.
Kiedy przyjechałem uberem pod bramę wejściową, już wiedziałem, że to właściwy czas i właściwe miejsce. Było wczesne popołudnie i słońce już tak nie prażyło. Arkadia zaczynała żyć! Bo Arkadia to nie jest tylko plaża i to co koło niej, to miejsce to też długi deptak prowadzący w kierunku wody. Tu po obydwu stronach szerokiego chodnika stoi wszystko to, co schlebia gustom i potrzebom turystów. Znajdziemy tu liczne stoły do cymbergaja, można zmierzyć swoją siłę nawalając nieprzytomnie w jakieś gruszki bokserskie, jest pałac strachu, którego plastik i guma wyglądają tak upiornie kiczowato, że faktycznie trzeba się bać. Są liczne restauracje, kawiarnie, knajpki i nieliczne sklepy. I są plażowicze, którzy bynajmniej nie trudzą się zakładaniem niepotrzebnego ubrania, jeśli schodzą na chwilę z plaży. Wakacyjny wypoczynek rządzi się swoimi prawami 🙂
Plaża to nie tylko piasek
I kiedy wreszcie przepchamy się do plaży, oczom naszym ukazują się… kluby! Muzyka dudni z każdego z nich, to wszystko się miesza z krzykami ludzi, śmiechem dziewczyn i piskiem dzieci. Albo odwrotnie. I jest też molo, z którego widać ten cały kiczowaty i radosny grajdołek. W oddali wysokie, często dopiero budujące się osiedla z widokiem na morze, a bliżej wspomniane kluby i tysiące ludzi. I tak przez kilkaset metrów, coś niesamowitego. Oczywiście im dalej od głównego wejścia tym mniej wypoczywających i liczniejsze są bezpłatne plaże, ale wciąż plażowiczów jest sporo. Fantastyczne miejsce do obserwacji.
A potem przyszedł czas powrotu, czyli poszedłem na tramwaj, bo lubię lokalne środki lokomocji. Tym bardziej, że tramwaje nie stoją w korkach, szkoda tylko, że torowiska po których jadą w Odessie są w tak tragicznym stanie, że prawa szyna niekoniecznie zawsze idzie w tym samym kierunku co lewa. Ale jakoś ten transport się toczy. To co było niesamowite, to fakt, że bilety kupuje się w Odessie u konduktorki, która ma specjalne miejsce. Ale ten skład jechał bez konduktorki, zatem motornicza na każdym przystanku ogłaszała, że tramwaj jedzie bez konduktorki i za bilety należy płacić przy wysiadaniu u niej! I wiecie co? Ludzie karnie podchodzili i wręczali jej po 5 hrywien za przejazd. Ciekawe ilu było mniej uczciwych.
Przejażdżka „Wilkiem i zającem”
Kolejki linowe po płaskim zawsze mi się wydawały dość absurdalne, ale też nie można im odmówić oryginalności. Jedna z takich kolejek jest właśnie w Odessie i prowadzi na plażę Lanżeron.
Nu zajac! Nu pagadiiii! Tak samo jak wilk wymachiwał do zająca w kreskówce, tak samo ja machałem do przejeżdżającego koło mnie wagonika z wizerunkiem bohaterów kultowej kreskówki. Kolejka wiodąca z miasta na plażę, to ciekawe kuriozum, ale i ciekawa atrakcja Odessy. Po pierwsze lata świetności ma na pewno za sobą, po drugie jest relatywnie droga (60 hrywien), po trzecie w naszej części Europy instytucje kontrolne dawno by ją w cholerę zamknęły ze względów bezpieczeństwa 🙂 Np. drzwiczki w wagoniku albo się zamykają, albo nie), ale od tego jest Ukraina, by smakować tego, czego nie ma u nas w kraju.
Teoretycznie wagoniki są dwuosobowe, ale chętnych na przejażdżki jest relatywnie niewiele, zatem każdy może mieć własny wagonik. A czy będą się w nim zamykały drzwiczki czy nie, to inna kwestia. Zresztą i tak się tu stoi i trzyma poręczy. Widoków jakichś spektakularnych nie ma, bo jedzie się wśród drzew. Można co najwyżej oglądać inne wagoniki jadące w drugą stronę i wzory z bajek, które na nich wymalowano.
Kolejka liczy 425 metrów długości, w najwyższym punkcie będziecie 36,8 metra nad ziemią, prędkość do 1,4 metra na sekundę, a czas przejazdu do 5 minut.
A kiedy już zjedziemy w pobliże plaży, to albo warto się rozłożyć z ręcznikiem na jakimś bezpłatnym skrawku, albo też wynająć leżak, na jednym z płatnych odcinków. Jeśli zaś złapie nas głód, jak to na plaży… czekają tu liczne bary z fast foodami, ale też bardziej wyszukane i eleganckie restauracje. Dla każdego coś miłego. Aha, na końcu tej plaży jest delfinarium.
Delfinarium w Odessie
Delfinarium to jedno z tych miejsc, na które z racji poszanowania praw zwierząt nie ma co liczyć w naszej części Europy. Zatem decyzję o wejściu do niego, pozostawiam już Waszemu sumieniu. Moje pozwoliło mi wejść do środka, bo nigdy w takim przybytku nie byłem. I możecie mnie potępiać, wyklinać i odsądzać od czci i wiary, bo… popisy delfinów i fok, zrobiły na mnie kolosalne wrażenie. Mimo, że wiem, jaki jest ich koszt.
Bo czy można się nie zachwycić delfinem skaczącym na wysokość kilku metrów? Czy symultanicznie skacząca grupa, nie zachwyca? Czy można przejść obojętnie przed opiekunami delfinów, którzy są przez te ssaki wyrzucani w górę lub jadą na grzbietach zwierząt? Pewnie można, jeśli wiemy, jakim kosztem to się dzieje i że psychika delfinów jest specjalnie łamana, by robiły te sztuczki i wytrzymywały w niewoli. Cóż, delfinarium nie zostawia obojętnym. Zarówno przeciwników trzymania tych ssaków w tak małych basenach, jak też zwolenników podziwiania ich popisów. Sami oceńcie i wybierzcie, po której jesteście stronie.
A co zobaczymy w delfinarium? Są rzecz jasna delfiny, ale oprócz nich zobaczymy też popisy uchatek oraz morsów. Wszystkie kręcą kółkiem na nosie, skaczą przez obręcze i przybijają „piątkę” z opiekunami. Aha i opiekunowie w pewnym momencie robią rundkę po widowni wraz ze swoimi podopiecznymi, zatem siadając w pierwszym rzędzie będziemy mogli obejrzeć zwierzaki z bliska.
Bulwar nadmorski
Dawniej była to najbardziej reprezentacyjna część Odessy. Domy spoglądały na morze, a ludzie przechadzali się tu leniwie. Dziś z pięknego widoku na morze niewiele pozostało, bo posadzone od strony wody drzewa i krzewy skutecznie zasłaniają całą perspektywę. Ale też ma to taką zaletę, że obecnie idzie się pod kopułą rozłożystych drzew, co w upalne dni jest zbawienne i obniża temperaturę o przynajmniej dziesięć stopni.
Dodatkową atrakcją tego ciągnącego się od Ratusza do pałacu Woroncowa miejsca są wykopaliska, które miały tu miejsce. Oto pod bulwarem odkryto pozostałości greckich domów. Po archeologicznych badaniach przykryto je szklanym dachem i można zajrzeć w dół na zarysy dawnych osad. Oczywiście pod warunkiem, że konstrukcja nie jest obstawiona przez jakąś kapelę lub posiadaczy papug oferujących zdjęcie ze zwierzakiem.
Mniej więcej w połowie długości bulwaru znajdują się schody Potiomkinowskie, a zakończeniem jest pałac Woroncowa. Niestety pałac jest w remoncie i chociaż da się wejść za ogrodzenie budowy, muzeum wydaje się być czynne i nawet cena biletu jest wywieszona, to wejść mi się nie udało, bo… pani w środku stwierdziła, że jednak nieczynne. Cóż, ona wie lepiej 🙂 Szkoda, bo chętnie zobaczyłbym, co do dziś przetrwało z dawnych wnętrz. Pewnie niewiele, bo przez lata budynek zmieniał przeznaczenie i była tu szkoła, rada delegatów robotniczych, dom pionierów. Były też pożary i wyburzenia. Niestety.
Co robić w Odessie. Gdzie iść wieczorem
Pisałem już, że deptak i jego okolice, to miejsce, które wręcz tętni do późna w nocy i tu bije puls miasta. Ale prawdziwe życie zaczyna się dopiero po zmroku, kiedy słońce już nie pali a liczne knajpki zapełniają się turystami. Zarówno tymi z Ukrainy, jak i z innych krajów, bo atrakcje Odessy przyciągają zewsząd.
Mnie jednak urzekło i pochłonęło kompletnie inne miejsce. Oto także w Odessie jest miejsce absolutnie hipsterskie i to takie, którego nie powstydziłoby się żadne miasto w świecie. Oto starą halę targową przerobiono na nowoczesną modłę. Zatem teraz mamy tu świetną przestrzeń do integracji, zabawy i jedzenia. Kiedy przyszedłem pierwszego dnia właśnie trwał koncert. Na scenie występowały trzy dziewczyny z elektronicznymi skrzypcami, grające muzyczne standardy w nowoczesnych aranżacjach. Od razu odszukałem na piętrze lokal z craftowymi piwami, które okazały się bardzo dobre i postanowiłem przyjrzeć się hali.
Na parterze pod ścianami rozłożyły się punkty restauracyjne, a na środku znajduje się wspólna przestrzeń konsumpcyjna. U góry zaś mamy galerie ze stołami i stolikami, dokąd rzecz jasna możemy przyjść z zamówionym jedzeniem i piciem. Tradycyjnie jak to w takich miejscach bywa, dostajemy do ręki elektroniczny powiadamiacz. Wezwie nas on do stoiska, kiedy nasze danie będzie gotowe. A wierzcie mi, że wybór jest tu szeroki: Od dań rybnych, gdzie możemy wskazać palcem świeżą rybę, którą chcemy zjeść, po burgery i dania wegetariańskie. I oczywiście lokalne wina z winnic z okolic Odessy. Wierzcie mi, że można tu spędzić całe godziny. Aha, na telebimie lecą tu też wydarzenia sportowe i tym sposobem obejrzałem w kapitalnej atmosferze finał Ligi Europy!
Nocleg w Odessie, czyli gdzie spać
Niezależnie gdzie jadę, staram się znaleźć nocleg w hotelu w centrum. Odessa nie była wyjątkiem. Mieszkając w centrum zawsze można wszędzie do największych atrakcji dojść piechotą i cieszyć się życiem nocnym. Oczywiście centrum to pojęcie dość płynne i np. w Odessie hotel znalazłem półtora kilometra od opery. Dla mnie to bardzo blisko. Vintage hotel , w którym się zatrzymałem mogę serdecznie polecić, bo za uczciwą kwotę otrzymujemy nocleg o wysokim standardzie i rzecz jasna z klimatyzacją. Jeśli nie wierzycie rekomendacji, poszukajcie noclegu przez tą wyszukiwarkę.
4 komentarze
Bardzo mnie cieszy ten tekst o Odessie, bo to moje drugie ukochane miasto na Ukrainie zaraz po Lwowie. Co prawda we Lwowie byłam siedemnaście razy, a w Odessie tylko pięć, ale to właśnie w Odessie spędzam wakacje, a ostatnio nawet kilka dni w październiku.
W Odessie, podobnie jak we Lwowie staję się miłośnikiem opery, chociaż w Krakowie nie mam takich zapędów… Przy okazji chciałam dodać, że stróż, który uratował operę przed wysadzeniem był Polakiem.
W Odessie są piękne plaże z krystalicznie czystą wodą, o których istnieniu na szczęście wie niewielu turystów – i niech tak zostanie.
Wspaniałe Muzeum Sztuki Wschodu i Zachodu przy ulicy Puszkińskiej ma przepiękne zbiory i świetne wystawy czasowe – w sierpniu była tu wystawa prac Jacka Malczewskiego.
Polskie ślady w Odessie to nie tylko trzy pałace Potockich, ale i piękne budowle Lwa Włodka, w tym słynny Hotel Pasaż przy Deribasowskiej czy przepiękny budynek dawnego Hotelu Moskwa, również przy Deribasowskiej, a także obecnie remontowana kamienica z atlantami przy Hawannej.
Ach, Odessa…już tęsknię…
wybieram się do Odessy, nie mogę znaleźć na mapie wykopalisk, o których pisałeś przy pałacu woroncowa. Czy mogę prosić o pomoc z nalezieniu?
Cześć,
W Odessie nie byłem już dwa lata, zatem nie powiem, jak jest teraz. Obstawiam, że jeśli jesteś w Odessie i nie widzisz pałacu Woroncowa obstawionego ogrodzeniem, to właśnie skończyli remont i prace, które prowadzili dookoła. W sumie to nawet świetna wiadomość.
A mapy Google nie są wykonywane regularnie, zatem nimi bym się nie sugerował.
Ja nie mam zbyt dobrych wspomnień z Odessy (sierpień 2021), miasto brudne , plaże brudne, ludzie dla których cwaniactwo jest sposobem na życie (szczególnie kierowcy),legendarne złodziejstwo , ceny też wyższe niż w Polsce. Dla schodów i opery gra nie warta świeczki.