Park Narodowy Pelister na moim szlaku pojawił się dość niespodziewanie. Ale przyznać trzeba, ze potrafi zachwycić, ma nawet kilka miejsc spektakularnych. Zapraszam na krótki trekking po ciemnym lesie i na piękne widoki ze szlaku.
Park Pelister leży tuż obok Bitoli, czyli jednego z największych miast w Macedonii. Masyw górski widać już z miasta, wystarczy wziąć samochód lub taksówkę i po 10km można być na szlaku. Początkowo moim planem był trekking po innym, pobliskim parku czyli Galicica tuż obok przepięknej Ochrydy, ale tam bez samochodu ani rusz. A ponieważ ja do Macedonii i jej atrakcji przyleciałem samolotem, ten środek lokomocji odpadał. Dlatego patrząc na mapę zdecydowałem się na trekking wybrać Pelister. Niestety w polskim internecie na jego temat w zasadzie nikt niczego konkretnego nie pisze. A szkoda, bo widoki są tu piękne i jeden dzień to zdecydowanie za mało. Tak samo jak i trekking jesienią nie zawsze jest najlepszym pomysłem, ale o tym za chwilę.
Pelister. Jak się dostać
Będąc w Bitoli, dostać się do Pelisteru to żaden problem. Park narodowy leży niecałe 10km od centrum miasta. Ja za punkt startu wybrałem wioskę Magarevo, a punktem końcowym był hotel na terenie parku. Hotel Molika – z niego do miasta także wziąłem taksówkę.
W jedną stronę zapłaciłem 280 denerów, zaś droga powrotna kosztowała mnie 700 (to jakieś 12 euro). Cóż, ale też kurs z drogi powrotnej był na zamówienie to raz, a dwa że odcinek był zdecydowanie dłuższy i górski, bo pokonujemy sporą różnicę wysokości po górskich serpentynach. Cóż, późną jesienią nie ma tu żadnej komunikacji, na którą można by było liczyć. Pozostają taksówki.
Trekking po parku Pelister
Nie lubię robić trekkingów „na hurraaa”, ale tym razem nie miałem innego wyjścia. Dojechałem taksówką do wioski Magarewo, bo widziałem na folderze reklamowym, że tu zaczyna się jakiś szlak górski po Pelisterze.
I faktycznie, kiedy dotarłem na miejsce, podszedłem kawałek w kierunku końca drogi doszedłem do oznaczenia szlaku. Takiego domowej roboty znaku ze szlakówką. Przyznam, że na taki szlak wszedłem pełen obaw, tym bardziej, że moja ulubiona aplikacja z mapami, czyli maps.me nie pokazywała, żeby biegł tędy szlak. Ale… kto nie ryzykuje, ten z góry nie ogląda pięknych widoków! 🙂
Powiem Wam, że po raz pierwszy w życiu miałem jakieś obawy przed wejściem na szlak. Leśne szlaki kojarzą mi się ze śpiewem ptaków i innymi odgłosami przyrody. Na tym czerwonym szlaku w parku Pelister panowała absolutna CISZA! Tak, nie słychać było żadnego ptaka, nawet strumyk i jego szemranie po chwili ucichło, bo oddaliłem się od niego. I tak w idealnej ciszy, w której słychać tylko własny oddech, idzie się przez kilka kilometrów. Maszeruje się oglądając ślady dzikich zwierząt, które ryły niedawno ścieżkę. Co więcej, tak gęstego lasu nie widziałem chyba nigdy. Przysłowie o ścianie drzew, nagle nie było już przysłowiem tylko faktem. Ciemno i cicho. Przedziwne uczucie! Pięknie i strasznie.
Punkt widokowy Jorgov Kamen
Ale nagle, po kilku kilometrach wyszedłem na przestrzeń, z której widać było już świat. Pojawiły się nawet dźwięki ptaków! Od razu szło się jakoś tak piękniej i optymistyczniej. Nagle doszedłem też do chyba najpiękniejszego miejsca, które podczas tego krótkiego trekkingu miałem widzieć. To Jorgov Kamen czyli duża skała, która jest fantastycznym punktem widokowym na okolicę oraz na leżącą w oddali u stóp Bitolę.
I co ciekawe, to tu spotkałem jedną z dwóch osób, które tego dnia widziałem na szlakach. Jakże to inne niż to, co dzieje się w polskich Tatrach. Czy nawet w słowackich, które są przecież bardziej rozległe niż te po polskiej stronie. Dlatego spędziłem w tym miejscu pewnie jakieś 20 minut i poszedłem dalej w kierunku wyższych partii gór.
Krajobraz z punktu Vidokovec
Moim celem stał się Vidokovec położony na wysokości 2004 metrów nad poziomem morza. To to miał być najwyższy punkt mojej wspinaczki w Parku Narodowym Pelister.
Początkowo szlak wiódł w zasadzie po płaskim, bo osiągnąłem już sporą wysokość, a teraz po prostu przemieszczałem się lasem. Jednak po około kilometrze szlak znów zaczął się wspinać trawersami. Łagodnymi ale jednak do góry, zatem tempo marszu spadło. Szlak jednak znów był bardzo dobrze oznaczony i jakaś szlakówka zawsze była dostępna w zasięgu wzroku. Zabłądzić było niepodobna. Nawet na rozwidleniach szlaku ustawiono znaki i czasy przejścia. Znów napisane były odręcznie na tabliczkach, ale były i dawały orientację.
Wreszcie doszedłem na punkt Vidokovec. Tu las zaczynał stawać się niższy. Widać, że warunki atmosferyczne dawały się we znaki roślinności. Ale nie była to jeszcze granica lasu. Teren zaczął się robić skalisty i szlak nie był już tak wygodny, jak wcześniej.
Za to czeka tu na turystów punkt widokowy ze specjalnie skonstruowaną wieżą. Lata świetności ma ona co prawda za sobą, część szczebli drabiny nadgryzł ząb czasu. Jednak widoki są pierwszorzędne. Na leżący u naszych stóp las a także dolinę. Rzecz jasna jest też widok na wyższe partie gór ze szczytem Pelister, ale tam już nie szedłem. Nie miałem na to czasu. Niestety. Jesienią dni są krótsze i trzeba to uwzględniać.
Zacząłem zatem zejście w kierunku hotelu Molika. Schodziłem jednak inną trasą, niż wchodziłem, co warto tu nadmienić. Cóż, zejście było dość podobne do tego, jak się wchodzi. Znów, im niżej, tym ciemniejszy las i to dziwne uczucie ciszy. Niemal na końcu dochodzimy do Kopanki – miejsca, gdzie biegną już wyciągi narciarskie. Stoi tu też spalony hotel czy też schronisko. Podobno zimą jest tu ośrodek narciarski, ale teraz miejsce to świeciło pustkami! Ponownie miałem je tylko dla siebie.
Schodząc już do hotelu Molika, idzie się trasą ekstremalnego toru zjazdowego MTB, który brał udział w jakimś cyklu zawodów z cyklu Red Bulla, ale to wnioskuję tylko po znaczkach czerwonego byka i ostrzeżeniach, że oto znajduję się na szlaku zjazdowym.
I wreszcie zszedłem do hotelu. Tu pozostało mi pójść do recepcji i poprosić o zamówienie taksówki, która przyjechała po 20 minutach. Cóż, potem jeszcze tylko jakieś pół godziny drogi do Bitoli i koniec przygody z jesiennym trekkingiem po Parku Narodowym Pelister. Parku, który w zasadzie miałem dla siebie i do którego chętnie bym wrócił.
Tym razem z perspektywy czasu pewnie wybrałbym szlak wiodący do Małego Jeziora i na Pelisterskie Oczy. Ale nie, tego trekkingu nie żałuję, po prostu wydaje mi się, że ten drugi byłby bardziej spektakularny w widokach. Ale równie dobrze mogę być w błędzie.