Porto polubiłem od razu. Kiedy leciałem do Portugalii, dorzuciłem je do swojej listy rzutem na taśmę i powiem Wam, że to był znakomity pomysł. Porto ma ten specyficzny klimat, który lubię. Atmosferę miasta, które nie narzuca się, miasta z dyskretnymi miejscami, mniejszymi zaułkami, ale także atrakcjami, które wprost wbijają w ziemię.
Do Porto przyleciałem wieczornym lotem z Faro, zatem można powiedzieć, że przeleciałem Portugalię wzdłuż i wszerz. Teraz zobowiązuje mnie to, bym ją lepiej poznał, a chyba trzeba będzie, bo już te kilka dni zwiedzania zachęciło mnie do poznania kraju lepiej. Ale od początku… Porto okazało się jednym z tych miast, które poczułem od razu. Nie pytajcie mnie, jak to się dzieje, ale z ludźmi zapewne macie identycznie. Czasami spotykacie kogoś i od razu wiecie, że będziecie mieli o czym rozmawiać, jest przysłowiowa chemia. I z tym portugalskim miastem miałem dokładnie identycznie. Wysiadłem z metra i od razu poczułem, że jestem we właściwym czasie, we właściwym miejscu.
Było już po godzinie 22, a ulice wciąż pełne były ludzi, stali przed restauracyjkami i palili papierosy. Albo po prostu trzymali w rękach kieliszki wina lub piwa. W środku restauracji także tłumy, a przecież to był poniedziałek. Fakt, że kolejny dzień był wolny od pracy, bo wypadał właśnie 1 maj, ale i tak mnie to zaskoczyło. Miasto żyło, bawiło się pomimo chłodu! Każdy mógł tu znaleźć miejsce dla siebie. Zarówno ci, którzy chcieli napić się piwa lub wina, a także ci, którzy mieli chęć na zjedzenie czegoś dobrego.
Kiedy jesteście w jakimś nowym mieście i macie na nie mało czasu, staracie się wszystko maksymalizować. Dlatego jeszcze wieczorem od razu po tym, jak tylko zameldowałem się w hotelu, od razu wyszedłem na miasto, które wciąż tętniło życiem. Nie, nie było to turystyczne życie, co to to nie, bo może i okolice jednego z najbardziej znanych kościołów, wyłożonego bajecznymi azulejos kościoła Karmelitów są odwiedzane przez przyjezdnych, ale w okolicy trwała też w najlepsze zabawa tubylców. Ja pędziłem jednak tam, gdzie spodziewałem się znaleźć przeważnie turystów.
Moim celem był nadrzeczny bulwar. Nabrzeże, z którego najlepiej widać największą atrakcję Porto czyli most Ponte Dom Luis I. Tak, nie myliliście się, to ten sam most o którym myślicie, symbol Porto. Metalowa konstrukcja, która wyszła z pracowni ucznia Gustawa Eiffel’a. To się po prostu widzi na pierwszy rzut oka, ten styl jest jak odcisk palca – jedyny i niepowtarzalny. A nocą na nabrzeżu życie wciąż trwało. Ludzie wciąż siedzieli w knajpkach i nawet panujące dookoła zimno wydawało się im aż tak bardzo nie przeszkadzać. Ale nie dziwię się, kieliszek wina z widokiem na most wart jest poświęcenia. Zresztą sami oceńcie, czy taki widok Was przekonuje, bo mnie tak!
A potem był poranek i miałem cały dzień na Porto, by poznać wszystkie jego atrakcje – ok, nie wszystkie, bo w jeden czy nawet w półtora dnia się nie da, ale by jak najbardziej poczuć miasto, móc powiedzieć: byłem, widziałem. I wiedzieć, że lista nie została wyczerpana i trzeba tu będzie wrócić. Tym bardziej, że z Polski do Porto są tanie bezpośrednie loty.
I nie zdziwcie się, ale pierwsze kroki o poranku znów skierowałem nad rzekę, znów ciągnęło mnie do mostu, miałem przeczucie, że będzie tam coś szczególnego o poranku. I miałem rację! Okazuje się, że w momencie, kiedy przyszedłem właśnie nad most nadciągnęła potężna chmura, tuman mgły, w której ta potężna stalowa konstrukcja zaczynała znikać. Coś niesamowitego, kiedy ogląda się to na własne oczy. A trzeba tu powiedzieć kilka słów więcej o moście, o znaku rozpoznawczym Porto.
Most Ponte Dom Luis I w Porto
To, co widzicie, waży ponad trzy tysiące ton. Dużo czy mało, nie wiem, nie znam się na mostach i ich konstruowaniu. Wiem jednak, że ta potężna, stalowa konstrukcja jest po prostu… zwiewna! Nie wiem, jak to możliwe, ale po prostu rewelacyjnie się ją ogląda. Wydaje się być zawieszoną w przestrzeni stalową siatką – takie miałem wrażenie, kiedy wielokrotnie patrzyłem na konstrukcję. Zaczęła ona powstawać w roku 1881 a ukończono ją 1886 roku, przy czym najpierw do użytku oddany został górny pokład, a dopiero później dolna przeprawa. Co istotne, most łączył dwa brzegi, co oczywiste, ale nie jednego miasta, lecz dwóch organizmów z jednej strony Porto, z drugiej Vila Nova de Gaia i poruszanie się po nim było możliwe dopiero po uiszczeniu opłaty, którą zniesiono w 1944 roku! Aha, możecie śmiało chodzić po moście, został on rzecz jasna poświęcony 🙂
Zarówno na górnym, jak i dolnym pokładzie piesi mogą do woli spacerować, chociaż dolna nitka niestety ma bardzo niewiele przestrzeni zarówno dla pieszych, jak też dla dla ruchu samochodowego. Co jednak poradzić, że projektant Teofilo Seyrig nie przewidział, ze ponad sto lat po oddaniu mostu do użytku stanie się on oblężony przez turystów przemieszczających się z jednego brzegu na drugi, by wypić lampkę porto z widokiem na drugą część miasta.
Zjawiskowo i o wiele wygodniej idzie się górnym pokładem Ponte Dom Luis I. Tu nie mogą się poruszać inne rodzaje transportu niż tramwaje i… piesi. Tramwaj jedzie maksymalnie 30 na godzinę a nawet wolniej, bo bardzo uważa na wszystkich przechodniów, którzy licznie przechadzają się tędy, by w całej okazałości zobaczyć panoramę starej części Porto. A wierzcie mi, że jest co oglądać i co podziwiać, bo widok na Ribeirę – starą dzielnicę Porto jest stąd zjawiskowy. Co prawda wszystkie budynki wyglądają jak makiety, ludzie też przypominają niewielkie postaci a zacumowane przy brzegu łodzie także nie wydają się wielkie.
Cóż, jesteśmy dość wysoko, bo 85 metrów nad lustrem wody. Zresztą, to że jest się na moście czuć też z innego powodu, otóż wiatr to dość leniwe „stworzenie” i przemieszcza się po najmniejszej linii oporu. A tak się składa, że koryto rzeki jest właśnie takim miejscem. Zatem na brzegach panowała sielska atmosfera, ludzie grzali się z winem w dłoni w promieniach słońca ubrani tylko w krótkie koszulki, a na górnym pokładzie mostu urywało głowę i każdy kto tylko mógł założyć czapkę lub naciągnąć kaptur, czynił to bez wahania. Ale czy dla takich widoków jak ten poniżej, nie warto dać sobie urwać głowę? 😉
Atrakcje Porto, czyli co zobaczyć w mieście
Zapraszam na subiektywny przegląd największych atrakcji Porto. Na mojej liście są zarówno przepiękne stare zabytki, jak też po prostu ciekawe miejsca. Chociaż w zasadzie całe Porto to fascynujące muzeum lub też wystawa pod gołym niebem. Zapraszam!
Pałac Bolsa
Od razu powiem, że mam więcej szczęścia niż rozumu, bo oto okazało się, że do jednej z głównych atrakcji Porto czyli pałacu Bolsa (Palacio da Bolsa), nie da się kupić biletu ot tak, nie da się przyjść i wejść. Bilet kupuje się na konkretną godzinę i są rzecz jasna grupy w różnych językach. Jak napisałem już wyżej, na zwiedzanie Porto udałem się o poranku. Jednym z pierwszych miejsc, w które wstąpiłem, był wspomniany pałac Bolsa, czyli budynek dawnej giełdy. I wiecie co? Oto na dzień dzisiejszy prawie wszystkie bilety były już wykupione, zostało dosłownie kilka sztuk na godzinę 16:20, chociaż oprowadzanie było w języku portugalskim. Trudno, wolałbym co prawda angielski, ale najważniejsze dla mnie było obejrzenie wnętrz. A na zachętę tuż przy kasach można rzucić okiem na wnętrza jednej sali. Wygląda imponująco i na pewno zachęca do wejścia.
To co było najśmieszniejsze, to że kiedy przyszedłem już o rzeczonej 16:20, nie byłem jedynym obcokrajowcem, który słuchał przewodniczki jak przysłowiowa świnia grzmotu. Taka podróż „głuchego” przez pałacowe sale ma jedną zaletę, człowiek wlecze się w samym ogonie i zamyka grupę. Przy okazji fotografując wszystko, co się tylko da. Dlatego kiedy tylko przewodniczka poświęcała uwagę grupie, ja wymykałem się do wcześniejszych sal i chwytałem kadry.
Co by nie mówić, widać jest, że w budynku dawnej giełdy pieniędzy było w bród. Już sam wewnętrzny i zadaszony dziedziniec robi wrażenie. I to zarówno zdobieniami na suficie, jak też na posadzce. W zasadzie dziedziniec jest Salą Narodów i na gzymsach zobaczycie herby państw, z którymi handlowało ówczesne Porto. Cóż, jak się łatwo domyślić, Polski tam nie ma, bo w XIX wieku nie było nas na mapie.
Potem onieśmielać miały monumentalne schody, oświetlone światłem wpadającym przez przeszklony sufit – rzecz jasna bogato zdobiony, gdzie tylko się dało. A dalej było równie ciekawie i bogato. Przechodząc z sali do sali, zwracajcie uwagę na meble i wyposażenie wnętrz. Naprawdę robią wrażenie. Z czego największe robi chyba sala arabska, w której na ścianach napisy są po arabsku a architektura nawiązuje rzecz jasna do wyżej wymienionej kultury. Zerknijcie na zdjęcia i mam nadzieję, że będzie się Wam podobało tak samo jak mnie.
Aha wiecie co jest ciekawe? W tym pałacu nikt nie kazał zakładać tych śmiesznych kapci, jakie znamy z polskich instytucji muzealnych np. we wspaniałym pałacu Łańcucie. Może tu nie potrzebują bezpłatnego froterowania posadzek przez zwiedzających 😉
Kościół Franciszkanów
Jest też tuż obok w/w pałacu kompleks zabudowań Franciszkanów. Ot, kolejna świątynia jakich wiele, powiecie i jeśli nie lubicie sztuki sakralnej, po części będziecie mieli rację. Są jednak dwa ALE. Otóż ta świątynia ma niesamowicie ciekawie zdobione wnętrze. Chociaż słowo „ciekawie” kompletnie nie oddaje tej feerii zdobień i odcieni złotego.
Tak, jak by na to nie spojrzeć, to kościół na który patrząc z ulicy nie zatrzymacie na dłużej wzroku, bo zwyczajnie nie ma po co, od środka jest kompletnie innym światem. A konkretnie jest pochodną Nowego Świata, tych wszystkich odkryć geograficznych, których Portugalia i jak najbardziej znamienici żeglarze dokonywali w XVI i XVII wieku. Tak, złoto jakie szerokimi strumieniami płynęło na pokładzie licznych statków, przyczyniło się do wybudowania arcydzieł takich jak kościół św. Franciszka.
Niestety w świątyni nie można robić zdjęć, zatem stosując się do zakazu, także i ja ich nie robiłem, ale to co mogę opisać to fakt, że do ozdobienia setek rzeźb, które wypełniają przestrzeń pomieszczenia, zużyto kilkaset kilogramów złotego kruszcu. Kościół ten to bardzo ciekawy przykład na to, że jak się ma za dużo, to robi się rzeczy bardzo dziwne. Bo to, że rzeźbiarze, ryją dłutami w drewnie i spod ich palców wychodzą prawdziwe cudeńka, to wszyscy wiemy, ale jeśli rzeźbiarzom da się czas, da się ogromne bale drewna i powie się, by wypełnili przestrzeń, nie licząc się z kosztami, to otrzymacie właśnie wnętrze tego kościoła. Tu zamiast marmurów używało się drewna, ale by nie było na ubogo, to drewno, po uformowaniu w postaci i ornamenty przez mistrzów rzeźbiarstwa, pokrywano warstwą złota. Kruszcu, którego dzięki wspomnianej Brazylii było nagle pod dostatkiem.
Ale drugą rzeczą, która w klasztorze św. Franciszka zaskakuje to jego podziemia! Krypty, gdzie spoczywają braciszkowie i możni Porto. Oto po wstąpieniu do podziemi przed Wami pojawią się kolejne białe grobowce, a pod nogami zatrzeszczy Wam drewno, pod którym też wieczny spoczynek w XIX wieku znaleźli kolejni mieszkańcy Porto. A jeśli pójdziecie jeszcze dalej, to znajdziecie w jednej z mniejszych salek małe okienko w podłodze. Przez nie ujrzycie górę kości… Czy robi wrażenie? Chyba mniejsze niż kościół, który oglądałem w czeskim Brnie, ale tam ciała braciszków uległy mumifikacji. Tak, klasztor Franciszkanów zdecydowanie większe wrażenie robi od wewnątrz!
Kościół Kleryków – dobry punkt widokowy i kilka zaskoczeń
I jeśli przy sacrum jesteśmy, to nie możecie ominąć jeszcze jednego miejsca w Porto, jednego z najbardziej charakterystycznych i takiego, z którego zobaczycie jedną z ciekawszych panoram miasta. Wieża kościoła Kleryków jest najwyższym miejscem w Porto, zatem jak się łatwo domyślić wielu turystów chce się na nią dostać. Byłem jednym z nich, a ponieważ oglądać panoramy lubię w dobrym świetle, a nie od dziś wiadomo, że najlepsze oświetlenie jest przy tak zwanej „złotej godzinie”, czyli tuż przed zachodem słońca, to i tym razem chciałem wejść na szczyt w tym czasie.
Niestety okazało się, że do wieży stoi kolejka, a ludzie zakorkowali się na schodach, dlatego na dziś nie sprzedają już biletów i zapraszają jutro od 9 rano. Co było robić, poszedłem wtedy, kiedy mogłem. Nawet deczko psiocząc na to, że z rana padał deszcz, a horyzont zakrywały chmury. Nici z błękitnego nieba na zdjęciach. Za to kolejek nie było i na szczycie mogłem relatywnie spokojnie porobić zdjęcia i ponapawać się widokiem czerwonych dachów, leżących u mych stóp.
Ale i ten przybytek ma jeszcze drugie oblicze, które na pierwszy rzut oka nie jest widoczne. Nie wiem, jak często chodzicie po kościołach czy do kościoła. Ja swego czasu bardzo często i z nudów na beznadziejnych kazaniach (bo większość księży niestety nie ma nic do powiedzenia, a kazanie – utarło się – wygłosić muszą) zawsze oglądałem wnętrze. I w wielu starych świątyniach gdzieś w górze znajdowały się galerie i balkoniki.
Zawsze wyobrażałem sobie, jak by to było wejść na taką galerię, jakby to było stanąć na takim balkonie. Jak kościół wygląda z tej wewnętrznej perspektywy. I co zaskakuje, to że w kościele Kanoników to marzenie mi się spełniło. Tu można zajrzeć w niemalże każdy zakamarek. Tu każda galeria jest możliwa do zobaczenia, tu nawet za ołtarz można wejść i spojrzeć na tył korony, wieńczącej rzeźbę ołtarza. Prawda, że fascynujące? A przy okazji można obejrzeć też bogate kolekcje sztuki sakralnej. Dlatego w mojej ocenie ta świątynia z powyższych powodów jest punktem obowiązkowym podczas pobytu w Porto.
Księgarnia Lello – miejsce narodzin Hogwartu i Harrego Potera
Prawda to czy łeż, nie jest to istotne, ale wieść gminna niesie, że autorka cyklu o Harrym Potterze, który podbił świat, a którego ja nawet pierwszego tomu nie mogłem zmęczyć, na tej księgarni wzorowała bibliotekę Hogwartu. To czy wzorowała czy nie, nie jest istotne, faktem jest, że podobno to jedna z najpiękniejszych księgarń świata. Podobno, bo ja przyznaję, że w sezonie wpuszczane są tu tak wielkie tłumy, że książek i prawdopodobnego piękna absolutnie nie widać. Wszystko zasłonięte jest przez tłum, wielki, jeszcze większy wręcz dziki.
Zatem jeśli tylko jesteście w Porto w sezonie, raczej omijajcie to miejsce. Po co Wam rozczarowanie i dodatkowo bezsensownie wydane 5 euro na bilet i stracony czas? Tak do księgarni Lello stoi kolejka w której stać można nawet godzinę. A jeśli jednak uprzecie się na obejrzenie od środka i zdjęcie powyżej Was nie zniechęca, to podpowiadam, że bilety kupuje się gdzie indziej niż księgarnia. Stojąc twarzą do wejścia, idźcie w lewo do ostatnich drzwi na ulicy (ostatni budynek), tam wchodzicie i schodzicie po schodach poziom niżej. Tam znajdują się kasy, przed którymi rzecz jasna stoi kolejka.
Punkty widokowe Porto
No ale dość już sztuki sakralnej, bo przecież ile można oglądać kościoły. Znaczy w sumie jeden z punktów widokowych to właśnie wspomniana wieża kościoła Kleryków. Przecież nie można pominąć najwyższego punktu widokowego w Porto. Ok, o tym, że na Porto trzeba spojrzeć z mostu Louis Ponte I też już pisałem. Ale nie pisałem o tym, że po przejściu przez most jest klasztor Mosteiro da Serra do Pilar, na którego mury też możecie się wdrapać, jeśli jeszcze nie napatrzyliście się na miasto. Tu idealnie u Waszych stóp będą leżały zarówno sam most jak i stara część Porto.
A jak nie zbrzydnie Wam szukanie kolejnych miejsc, do pogapienia się na miasto, to poszukajcie punktu zwanego Miradouro da Vitoria. Jest to w zasadzie klepisko obok ruder i kościoła, brzydkie jak wyliniały kot, ale widok z niego jest zacny i widać szczególnie drugą stronę rzeki z magazynami wina. I czerwone dachy Porto rzecz jasna też widać. I jak nie chwyci Was przesyt na oglądanie z wysokości, to przed Wami jeszcze odwiedzenie placu przed katedrą. Ale dla mnie z tego miejsca widok był raczej średni. W katedrze jednak tak czy siak będziecie zapewne, to przy okazji zobaczycie i widok.
Funicular czyli nietypowa atrakcja Porto
Funiculary nie są jakoś zbytnio popularne w miastach. Ostatni jaki widziałem i przejechałem się nim, był w litewskim Kownie. Tu jednak przewyższenie jest o wiele większe i trasa dłuższa. Jeśli lubicie tego typu atrakcje oraz nie lubicie pokonywać przewyższeń, polecam skorzystanie. A jeśli chcecie tylko obserwować jazdę, to najlepszy widok będzie z mostu Ponte Dom Luis I. Niestety sam jeszcze nie skorzystałem z funicularu, ale na pewno przy następnej wizycie w Porto nie omieszkam. Tym razem się po prostu nie wyrobiłem ze wszystkim. Tak czy siak tym środkiem lokomocji pokonacie prawie całe wzniesienie pomiędzy poziomami wspomnianego mostu.
Vila Nova de Gaia czyli winne centrum Porto
Jeśli z nabrzeża Porto lub z punktu widokowego Miradouro da Vitoria patrzyliście na drugą stronę rzeki Douro, na pewno zwróciły Waszą uwagę długie, kryte czerwoną dachówką budynki. To magazyny wina Porto. I to właśnie do Vila Nova de Gaia czyli na drugą stronę rzeki przychodzi się, by spróbować któregoś z rodzajów wina porto. Ale dla mnie od wina ważniejszy był widok na starą dzielnicę Porto czyli Ribeirę. To tu najlepiej zobaczycie, jak ważne dla rozwoju miasta było wino. W Vila Nova de Gaia warto wejść do któregoś z magazynów i odbyć wycieczkę winnym szlakiem wraz z degustacją trunków. Porto jest jednak dla mnie zdecydowanie za słodkie, zatem nie skusiłem się na żadne degustacje i zwiedzanie magazynów.
To tu długim szeregiem przy brzegu stoją zakotwiczone barki, którymi kiedyś spławiano wino. Można powiedzieć, że te łodzie to był kiedyś krwiobieg Porto 🙂 W końcu jeśli czerwone krwinki roznoszą po organizmie tlen, tak w Porto statki przewoziły równie ważne dla miasta wino.
Ribeira czyli w plątaninie klimatycznych uliczek
Ribeira to stara część Porto i starość i klimat czuć od pierwszego zanurzenia się w plątaninę ulic, które wiodą albo w górę, albo w dół. Cóż poradzić, że Ribeira leży na wzgórzu i przewyższenie jest chwilami dość duże, zatem wymaga nie lada kondycji jeśli chce się je pokonać. Ale za to wysiłek wchodzenia jest wynagradzany niepowtarzalnym klimatem. Tu w oknach i na balkonach suszy się pranie, bo życie w cieniu turystów musi się toczyć i tak i tak. Tu na parterach znajdują się liczne restauracje, winiarnie, sklepy, kawiarnie.
Tu warto zajść w boczną uliczkę i odnaleźć jakąś małą knajpkę, w której w miłej atmosferze wypijemy kawę, która w Portugalii potrafi być nawet trzy razy tańsza niż w takiej Warszawie, jeśli mówimy o zwykłym espresso. A jeśli do kawy dodamy zakup „pastéis de nata”, czyli lokalnego portugalskiego ciastka z nadzieniem z pasty jajecznej, to będziemy w siódmym niebie. Wierzcie mi, że warto, mimo że są słodkie jak diabli.
Dworzec kolejowy Bento – cudeńko obłożone azulejos
Ale jak już jesteście w okolicy, to wybierzcie się na dworzec kolejowy Bento. Nie, to nie jest zwyczajny dworzec i nie będziecie tu oglądali pociągów ani zachwycali się peronami. Tak po prawdzie, to w ogóle na nie nie zwrócicie uwagi. Ale to po co każdego dnia przychodzą na dworzec Bento tłumy turystów, jest we wnętrzu budynku. Oto ta niepozorna z zewnątrz konstrukcja kryje prawdziwą perełkę sztuki. Ściany budynku od wewnątrz są wyłożone charakterystycznymi dla Portugalii niebieskimi płytkami zwanymi azulejos.
A jest się czym zachwycać, bo wnętrze może napawać dumą każdego Portugalczyka. I nie chodzi tu tylko o to, że płytki przedstawiają przecudnej urody obrazy. Najważniejsze jest, że to niemalże panteon narodowej chwały. Sceny uwidocznione na ścianach odwołują się do historii Portugalii i przedstawiają np. jedno z bardziej spektakularnych zwycięstw Portugalczyków czyli zdobycie marokańskiej Ceuty, gdzie oblegający stracili w szturmie zaledwie 8 ludzi. Poza tym jest jeszcze sporo chwalebnych dla kraju scen ku dumie lokalnych serc oraz zwyczajnych scenek rodzajowych z życia kraju. Naprawdę można w tym wnętrzu spędzić sporo czasu, studiując detale. Zdecydowanie Wam polecam! W mojej ocenie to większa przyjemność i wartość, niż biegać po kolejnych punktach widokowych.
Klasztor Karmelitów – czyli ściana z azulejos
Jak już jesteśmy przy słynnych niebieskich płytkach azulejos, to nie można tu pominąć jednej z młodszych atrakcji turystycznych, bo zaledwie z początku XX wieku. Mowa tu o klasztorze Karmelitów. Co prawda sam budynek jest rzecz jasna starszy, ale i tak na wszystkich największe wrażenie robi boczna ściana świątyni, w całości obłożona płytkami, przedstawiającymi sceny z życia klasztoru. W zasadzie trwa tu jedna wielka sesja fotograficzna, bo wszyscy chcą sfotografować całą ścianę. Ale że wygląda ona naprawdę imponująco, nie ma się co ludziom dziwić, zresztą sam byłem jednym z nich.
Kaplica Dusz
Jeśli już przy pięknych azulejos jesteśmy i podoba nam się ten styl, kiedy ściana budynku jest wyłożona w całości niebieskimi kafelkami z historią, polecam przejść pod Kaplicę Dusz (Capela das Almas). Sama świątynia została wybudowana w XVIII wieku, ale to co nas interesuje czyli jej ozdobne wykończenie, zostało dodane dopiero w 1929. Sceny na ścianie przedstawiają życie świętego Franciszka z Asyżu oraz świętej Katarzyny.
Majestic Cafe
Majestic Cafe to najstarsza kawiarnia w Porto, to chyba najlepsze miejsce, by zapoznać się ze stylem secesyjnym w mieście. Ale i tak przybytek służący w zamiarze do picia kawy przeszedł długą drogę i teraz znany jest najbardziej z tego, że… tu powstawał pomysł na Harrego Pottera czyli słynnego magika ze znanej książki – tu miał powstać szkic tomu Harry Potter i kamień filozoficzny. Jak widać siłą popkultury jest wielka. Żeby wejść do kawiarni trzeba odstać w kolejce, a ceny w środku do najniższych nie należą. To żebyście nie byli zaskoczeni.
A może by tak po prostu pospacerować po Porto?
Spacer to najlepszy sposób na odkrywanie dla siebie Porto. W mieście najlepiej zaplanować kilka dni, by niespiesznie cieszyć się jego rytmem, by zajrzeć w możliwie każdy zaułek, by zajść do tych atrakcji, na które ma się ochotę i móc kupić do nich bilety na spokojnie i bez nerwów. Albo po prostu chodzić od parku do parku, od kawiarni do kawiarni, pić wino i kawę i rzecz jasna zagryzać wszystko słodkimi ciastkami pasteis de nata. Kompletnie nie przejmując się, czy pasują do dania czy nie 🙂
Deser pasuje zawsze i do wszystkiego! Porto ma taki specyficzny raczej powolny klimat miasta, gdzie nie trzeba się spieszyć, bo przecież po wzgórzach nie należy biegać, prawda? Dlatego fajnie jest zajrzeć do lokalnych cukierni z widokiem na suszące się pranie gdzieś na trzecim piętrze u sąsiadów. Bo w Porto życie się po prostu toczy, mimo najazdu turystów. Żyć jakoś trzeba.
A co poza tym, co wymieniłem powyżej? Na pewno nie są to wszystkie warte odwiedzenia miejsca w Porto. Na pewno jest jeszcze baaardzo wiele do odkrycia, ja w prawie półtora dnia zdołałem zobaczyć tylko tyle, ale i tak uważam, że to bardzo dużo i zwiedzanie było bardzo intensywne. Od samego rana do jakiejś godziny 23 zrobiłem ponad 30 kilometrów. Rzecz jasna piechotą, zatem możecie sobie wyobrazić, że po całym dniu tak intensywnego zwiedzania miło było zasiąść na piwie w jednym z ciekawych pubów z krafowym piwem – jeśli lubicie piwo, zajrzyjcie do Bierhaus. I pomimo tego, że Portugalia to kraj raczej winem płynący, to lokalne piwo było zadziwiająco dobre!
A na sam koniec powiem Wam, że do Porto na pewno wrócę, bo to miasto ma fascynujący klimat. Jest dla mnie ciekawsze niż Lizbona, ale to dla mnie, bo spory na temat gustów mogą trwać w nieskończoność. Mam nadzieję, że Wam miasto spodoba się tak samo jak mnie. A mnie powaliło na kolana. Porto jest piękne!
Porto praktyczne – dojazd z lotniska do centrum
Z lotniska w Porto do centrum najlepiej dostać się metrem. Metro jeździ do późnych godzin nocnych. Co istotne, to Porto ma całkowicie nieintuicyjny system biletowy. To Wy jako pasażerowie macie się orientować, jaki bilet kupić. Bo nie jest tak, że kupujecie bilet jednorazowy i jedziecie. Otóż musicie wybrać przez ile stref będziecie się poruszali, bo Porto jest podzielone na strefy komunikacyjne. Konia z rzędem temu, kto będąc po raz pierwszy w mieście, wie, jak to wyliczyć. Dlatego zapamiętajcie: Jadąc do centrum z lotniska kupujecie bilet na strefy Z4. A jeśli jedziecie z centrum do dworca kolejowego Campanha kupujecie Z2. Powalone to jest, ale co robić, co kraj to obyczaj 🙂
Nocleg w Porto
Gdzie spać w Porto i jaki nocleg wybrać, to często kwestia spędzająca nomen omen sen z powiek. Za każdym razem kiedy przylatywałem do miasta miałem już zarezerwowany nocleg. Nie chciało mi się go szukać na miejscu, bo szkoda na to czasu. Zdarzyło mi się korzystać z Airbnb, a także z bookingu. Np. raz spałem w tym guesthousie , bo jest tani dla jednej osoby i w centrum, ale szczerze mówiąc komfort jest taki sobie. Dlatego Wam Polecam po prostu skorzystanie z tej wyszukiwarki i wybranie tego, co Wam odpowiada. A jeśli szukacie hostelu, wejdźcie tutaj.
4 komentarze
Lubię tę chemię między mną a miejscem chociaż czasem potrzebuję kilku takich spotkań, żeby coś zaiskrzyło. A czasem nie iskrzy wcale ale wiadomo – w życiu bywa różnie. Do Portugalii nie dotarłam jeszcze ale mam w bliskich planach – za dużo czytam ostatnio o tym, że Portugalia zmienia się bardzo i szybko, i te zmiany niekoniecznie zmierzają w dobrą stronę. A przecież muszę sprawdzić, czy”będzie chemia”. Pewnie będzie…
Jakiego aparatu używasz? Z jakim obiektywem?
Mój komentarz: zdjęcia bez obróbki tez są piękne..
Wiem, długo nie robiłem żadnej obróbki, jednak niestety ludzie preferują zdjęcia po obróbce.
A na obiektywach i aparatach się nie znam 😀 mam jeden jasny staloogniskowy i jeden kitowy do olympusa M5 markII
Drugie wspaniałe miasto w Portugalii które uwielbiam. Inne niż Lizbona, z innym klimatem. A okolice mostu wieczorem to magia.