Kopalnia soli Turda jest na pierwszy rzut oka niepozorna. Jednak, kiedy zagłębimy się w jej wnętrze, kryje widoki takie, że trudno o brak zaskoczenia. Bo czy komora tak wysoka, że mieści diabelski młyn oraz podziemne słone jezioro o głębokości 8 metrów nie mogą zaskoczyć? Salina Turda, jak nazywa się to miejsce w języku rumuńskim naprawdę robi wrażenie!
A nic tego zaskoczenia nie zapowiadało. Zacznijmy bowiem od początku. Po pierwsze kopalnię soli w Turdzie postanowiliśmy odwiedzić w niedzielę. A zwiedzanie jakiejkolwiek atrakcji turystycznej w niedzielę, to słaby pomysł z racji natłoku innych turystów. Ale cóż, nasza marszruta wycieczki po atrakcjach Rumunii przebiegała tak, że inaczej nie mogliśmy. Liczyliśmy się po prostu z tym, że nie będziemy mogli kupić biletu wstępu do kopalni.

I tu nastąpiło wielkie zdziwienie. Okazuje się, że może i do kopalni chcą wejść tłumy, ale to nie przekłada się na kolejki do wejścia. Wszystko dlatego, że zarządzający miejscem wychodzą z założenia, iż jak ktoś chce wejść, to ma wejść! Dla właścicieli zakup biletu to najwyższe dobro i wszyscy się zmieszczą. Wszystko dlatego, że w Turdzie nie ma takich zwyczajów jak np. w naszej najstarszej polskiej kopalni soli w Bochni, że do środka wchodzi się w grupach z przewodnikiem. Otóż w kopalni soli Turda wszyscy wchodzą na własną rękę i samodzielnie snują się po korytarzach i wyrobiskach solnych. Przyznam, że początkowo wydawało mi się to nie do pomyślenia, ale na koniec dnia pomyślałem, że ma to w sumie sens. Tu nie ma takich atrakcji jak np. Trasa Górnicza w kopalni soli Wieliczka. Tu się po prostu chodzi i nie ma elementów interaktywności. A jak ktoś jest bardziej ciekaw tego, gdzie jest i do czego służyły oglądane urządzenia, to może o nich poczytać na (nielicznych) tabliczkach informacyjnych.
Podziemne komory saliny Turda
Pierwsze zaskoczenie jest chwilę po wejściu, bo schody prowadzące w dół i którymi podążają na zwiedzanie wszyscy turyści, prowadzą przez bajkową scenerię. Ta nietypowa klatka schodowa wydrążona jest w skalnych blokach, które lśnią jak krzemień pasiasty.
A porównania do kopalni krzemienia (np. w polskich Krzemionkach Opatowskich) nie są tu bezsensowne, bo wiele ścian kopalni soli w Turdzie wygląda, jakby było wyrąbane w krzemieniu, potem dokładnie oszlifowane na wysoki połysk. A to „tylko” sól i wilgoć tworzą takie wrażenie.

W każdym razie zaraz po wejściu rzuciliśmy się w wir zwiedzania. Na początku dość przypadkowo postanowiliśmy przejść główny korytarz. Po prostu szliśmy, szliśmy i szliśmy. A to był błąd, bo korytarz łączy dwa wejścia do kopalni: stare i nowe. Mierzy zaś 885 metrów, zatem jak sami widzicie, jest to spora odległość. I niech Was nie zmyli, że ten korytarz jest nudny. Tak, sam w sobie po jakimś czasie staje się nudny, ale wszystko co najlepsze, znajduje się koło niego. Wystarczy otworzyć drzwi lub odbić w boczną klatkę schodową, a tam czeka już inny świat.

Ogromna komora kopalni soli Rudolf
Jeśli byliście we wspomnianej już w tym artykule kopalni w Wieliczce i widzieliście /komorę/ Kaplicę św. Kingi, to wiedzcie, że spokojnie weszłaby ona do komory, jaka powstała w miejscu wydobycia soli w (dawnej) kopalni Rudolf. Weszła i zostałoby jeszcze duuuużo miejsca. Ale od początku.
Najpierw skręciliśmy w boczny korytarz w kierunku schodów i… windy! Tak, okazuje się, że na dno tej komory zjeżdża winda. A dlaczego? Wystarczy spojrzeć na jej rozmiary. Komora jest w kształcie trapezu, a wymiary wynoszą: 42 metry głębokości, 50 metrów szerokości i aż 80 metrów długości! Imponujące, prawda? Zresztą, na poniższym zdjęciu widać jaka to głębokość.

Do windy ustawiają się rzecz jasna długie kolejki, w których można spędzić nawet i pół godziny, zatem moim zdaniem jeśli mamy zdrowe nogi, to nie warto. Lepiej zejść schodami, a najpierw przejść się do nich drewnianą galerią. Galeria jest atrakcją samą w sobie, bo jest przyklejona do bocznych ścian po obydwu stronach komory. Po drewnianych deskach zawieszonych kilkadziesiąt metrów nad „podłogą” idzie się w kierunku klatki schodowej. Do zejścia mamy 13 pięter po 172 stopniach. I w zasadzie nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby deski nie uginały się lekko pod stopami, a ludzie, których widać na dole, nie byli dziwnie mali! Schodząc warto patrzeć na tabliczki, bo wyryto na nich daty – dzięki nim dowiadujemy się, w którym roku wydobywany był ten konkretny pokład soli.

I kiedy docieramy na sam dół, naszym oczom ukazuje się inny świat. Bo to, że górna galeria ginie gdzieś hen nad nami to jedno. Ale ciekawsze jest to, że na dole komory Rudolf, powstało wielkie wesołe miasteczko. Mamy tu możliwość skorzystania z wielu atrakcji takich jak np. ping pong, jakieś rzutki, kręgielnia, mini golf, bilard, boisko do koszykówki, plac zabaw dla dzieci. Ale najbardziej w oczy rzuca się diabelski młyn! Tak, na dole saliny Turda postawiono 20 metrowy diabelski młyn, do którego wagoników można oczywiście wejść! Nie wiem, czy gdziekolwiek na świecie ktoś wpadł na taki pomysł. Zatem jeśli nie, to jest to najniżej położone diabelskie koło na świecie.
Chociaż uczciwie powiem, że z tymi atrakcjami mam problem, bo jednak psują one trochę klimat i wygląd przestrzeni. 20 metrowa stalowa konstrukcja siłą rzeczy ingeruje w komorę. Ale z drugiej strony jest to na pewno unikalne na skalę światową!


Kopalnia i komora Terezia
Z opisanej powyżej ogromnej komory, można dostać się do miejsca położonego jeszcze niżej. I tak samo jak do komory Rudolf można się tam dostać na dwa sposoby. Pierwszym jest winda (z kolejną długą kolejką) a drugim są schody. Niestety i na jedno i na drugie trzeba oczekiwać. Schody są na tyle wąskie, że wprowadzono na nich ruch naprzemienny regulowany światłem i sterowany przez obsługę. Zatem to, co szczególnie polecam, to jeśli uda Wam się schodzić jako pierwszym, to żeby przez około 15 minut oglądać sobie w spokoju dolną komorę, a potem od razu z kolejną turą, iść na górę.
Chyba, że zamierzacie wypożyczyć łódkę i popływać po słonym jeziorze, które tu powstało. Jezioro ma 8 metrów głębokości i jest tak słone, że nie da się w nim utopić. Będziecie w tej wodzie jak korek, ale jednak nie radzę sprawdzać.
Sama komora też jest zjawiskowa i jest najstarszą częścią saliny Turda. Eksploatację soli prowadzono tu w latach 1690 do 1880. Szyb czy też wąska komora ma 90 metrów wysokości i 75 metrów średnicy. Ale obecnie po zbudowaniu trasy turystycznej głębokość od wylotu szybów do podstawy kopalni mierzy 112 metrów.


Wierzcie mi, że tu warto zejść lub zjechać, chociażby tylko po to, by podnieść głowę i zobaczyć przestrzeń nad sobą. Żadne zdjęcie jej nie odda, ale wygląda to zjawiskowo. Tu ponownie mamy wysokie pasiaste ściany przypominające krzemień, a na ich tle na wyciągnięcie ręki, łódki na słonym jeziorze.
Chociaż jeśli nie chcecie czekać w kolejce na zjazd, to z góry też jest piękny widok na wysepkę na jeziorze i na kładki, które pozwalają na oglądanie komory z żabiej perspektywy. Tak, takich widoków nie spodziewałem się, schodząc do kopalni w Turdzie.

Tak wydobywano sól
Ale oprócz wspomnianych dwóch najbardziej widowiskowych komór solnych, w salinie Turda znajduje się też kilka innych pomieszczeń odchodzących od głównego chodnika, będącego osią muzeum. Wchodząc do nich napotkamy przyrządy i urządzenia, służące kiedyś do wydobywania soli.
Najbardziej widowiskowym jest Crivaca czyli w zasadzie coś w rodzaju kołowrotu z przekładniami, który służył do podnoszenia urobku soli na wyższy poziom, skąd odbywał się już bezpośredni transport na powierzchnię. Strona internetowa saliny Turda chwali się, że to jedyne tego typu narzędzie w Europie, które niezmiennie wciąż tkwi na swoim starym miejscu pracy.

Narzędzie jest skrzyżowaniem kieratu z kołowrotem, który za pomocą przekładni i systemu lin dźwigał z dołu do góry ciężary. Ale to nie jest miejsce dla osób wrażliwych na krzywdę zwierząt. Bo też dopóki nie było elektryczności, za siłę napędową kołowrotu służyły konie. Po jednym lub dwa konie były przywiązywane do dyszli i tak wprawiano maszynerię w ruch. Niestety ciemność (jedyne oświetlenie to były pochodnie) oraz jednostajna praca (nomen omen w kółko) jak w kieracie powodowały, że konie ślepły po około dwóch tygodniach. Maksymalna zdolność konia do pracy w takich warunkach wynosiła około pół roku. Nie sądzę też, by po tym czasie zwierzę było wysyłane na zasłużoną emeryturę 🙁
Chodząc po korytarzach natkniemy się także na wagoniki, którymi dawniej przewożono sól. Ale to jakby standardowe wyposażenie ekspozycyjne każdej kopalni. Nic zaskakującego, po prostu takiego wagonika nie mogło tu zabraknąć.

Sala Apelacyjna. Najpiękniejsze miejsce w Turdzie
Ja jednak zwrócę Waszą uwagę na inne miejsce, które koniecznie trzeba zobaczyć. To Sala Apelacyjna (po rumuńsku Sala de Apel) czyli w zasadzie Sala Zbiórki. Jak się łatwo domyślić, to tu zbierali się górnicy, zanim zeszli na swoją zmianę, by wydobywać sól z pokładów zalegających pod Turdą.
Tym co w Sali Apelacyjnej najbardziej rzuca się w oczy, to są Schody Bogaczy. Dziwna nazwa, prawda? Już tłumaczę jej pochodzenie. Otóż wszystko dlatego, że po tych schodach zszedł podobno sam cesarz Austro-Węgier czyli Franciszek Józef, kiedy odwiedził kopalnię soli w Turdzie. Czy to prawda? Nie wiem, ale podobno odkąd sam cesarz zszedł po tych schodach, nikt z prostych robotników nie mógł już po nich schodzić. Schody zarezerwowane były tylko dla szlachty. Ale na miły Bóg! Skąd szlachcicie mieli się brać w kopalni soli, skoro oni nie parali się takimi pracami jak ciężka praca fizyczna?!


To co jednak faktycznie miało miejsce, to to, że w Sali Apelacyjnej odbywały się nabożeństwa. Zanim górnicy zeszli, by pracować w ciemnych korytarzach, modlili się tu o bezpieczny powrót na górę.
W tym miejscu warto jeszcze opowiedzieć o kolejnym fakcie. Otóż schody wykonane są z drewna jodłowego. Ma to sens, ponieważ to drewno bardzo specyficzne. Żywica jest odporna na sól, czyli ta nie wgryza się w drewno, lecz osiada na powierzchni, stąd te fantazyjne narośla na klatce schodowej. Dodatkowo drewno jodłowe nie pęka tak łatwo, a kiedy jest nadmiernie obciążone, zaczyna wydawać dźwięki, które ostrzegają przed nadchodzącą katastrofą.

Salina Turda. Krótka historia
Dawno, dawno temu była sobie Dacja, rzymska prowincja. Tak, Dacja czyli część dzisiejszej Rumunii, była rzymską prowincją i pierwsze wydobywanie soli na masową skalę, dobywało się właśnie dzięki Rzymianom. Kopali oni (a raczej ludzie przez nich zatrudnieni) komory o głębokości około 17 do 34 metrów, a szerokości około 10 do 12stu. Co ciekawe, po wyeksploatowaniu takiej odkrywkowej kopalni, była ona porzucana i zalewana przez wody opadowe i podskórne. Po tym, jak Rzymianie opuścili Dację w roku 274, nie ma dowodów, by ktoś prowadził zinstytucjonalizowaną eksploatację tutejszych złóż soli.
Kolejna wzmianka o tym, że na terenie obecnej Turdy była prowadzona eksploatacja złóż pochodzi z 1075, kiedy węgierska kancelaria w dokumencie dotyczącym kopalni napisała: „qui dicitur hungarice Aranas (Aranyos), latine autem Aureus” czyli „w miejscu zwanym po węgiersku Aranyos, a po łacinie Aureus”

Podczas panowania węgierskiego w wiekach XV – XVIII na terenie Turdy otwarto aż cztery nowe kopalniane. Wpływ na rozwój kopalni miała władza Habsburgów, bowiem imperium jakie stworzyli, dało impuls do rozwoju przemysłu, w tym przemysłu wydobywczego. Nie ma się czemu dziwić, bo dopóki nie istniały lodówki, sól służyła za jeden z głównych konserwantów żywności. Z tego też powodu w wiekach od XVII do XIX powstało pięć szybów wydobywczych.
Kopalnie działały do roku 1932, kiedy to rachunek ekonomiczny okazał się dla nich nieubłagany. Kopalnie były przestarzałe i nieefektywne. Dodatkowo w okolicy i na terenie całych Austro-Węgier działały już nowocześniejsze kopalnie soli, jak np. kopalnia w miejscowości Kaczyka (Cacica). Z tego powodu kopalnie zamknięto i pozostawiono samym sobie.
Przełom wystąpił w roku 1992, kiedy po przemianach demokratycznych w Rumunii, kopalnia zyskała nowe życie. Przywrócono jej działanie, ale nie jako miejsca wydobywania soli, ale jako atrakcję turystyczną i miejsce, gdzie można leczyć choroby dróg oddechowych.
Kolejne znaczące wydarzenie to rok 2009 i dofinansowanie z Unii Europejskiej. Po dwóch latach prac i wydaniu 6 milionów euro, zyskała ona wygląd zbliżony do obecnego.
To co oglądamy dziś, to trasa poprowadzona przez istniejące tu dawniej osobne kopalnie dzwonowe. Dzwonowe, bo taki kształt mają ogromne komory powstałe po drążeniu soli. Dawniej miały one własne nazwy, dziś to po prostu dawna kopalnia soli Turda (czyli po rumuńsku salina Turda)

Kopalnia soli Turda. Czy warto odwiedzić?
Salina Turda jest dziś jedną z największych atrakcji turystycznych Rumunii, nie wiem, czy nie lekko na wyrost, ale bez dwóch zdań muszę przyznać, że robi piorunujące wrażenie. Dla mnie może nie aż takie, jak malowane cerkwie Bukowiny czy warowne kościoły i zamki chłopskie Siedmiogrodu, ale zdecydowanie te wielkie podziemne przestrzenie robią wrażenie. Zatem jeśli możecie na swoją trasę wyjazdu po Rumunii, włączyć salinę Turda, zróbcie to bez wahania.
Salina Turda. Informacje praktyczne
- Na zwiedzanie kopalni przeznaczcie przynajmniej dwie godziny (tyle zajęło to nam, a zajrzeliśmy w każdy kąt)
- W kopalni soli temperatura jest stała przez cały rok i wynosi 12 stopni
- Wilgotność to 80%
- W powietrzu prawie nie ma drobnoustrojów. A im niżej, tym ich mniej, zatem to miejsce idealne dla osób mających problemy z układem oddechowym
- W kopalni nie można robić zdjęć aparatem fotograficznym, dozwolone są tylko komórki
- Bezpośrednio przed głównym wejściem znajduje się płatny parking, który kosztuje 5 RON za godzinę. Ale jeśli przyjedziecie do Turdy w weekend, możecie zaparkować jakieś pół kilometra od wejścia. Tam jest taki boczny parking (bezpłatny)
Kopalnia Turda ceny biletów i godziny otwarcia
- Kopalnia czynna jest codziennie od poniedziałku do niedzieli w godzinach od 9 do 19stej.
- Ostatnie wejście jest o godzinie 18stej, zatem czeka Was wtedy szybki sprint po przestrzeniach kopalni
- Bilet normalny w weekend kosztuje 60 RON
- Bilet dla dorosłego od poniedziałku do piątku kosztuje 50 RON
- Bilet ulgowy kosztuje 30 RON (dla dzieci i emerytów)
A tak prezentuje się główne wejście do kopalni soli Turda.

Pisząc artykuł, korzystałem z oficjalnej strony kopalni soli w Turdzie oraz rumuńskiej Wikipedii (tak, jest tam więcej informacji o kopalni niż w polskiej wersji tego serwisu)