Sandomierz zachwyci nie tylko podczas wyjazdu na weekend, bo to miasto przez setki lat wzbogacało się tym, co dziś uważamy za atrakcje turystyczne. Dawniej były to po prostu kościoły na chwałę Pana, bogate kamienice, ratusz…
Chociaż dziś niejedno miasto może zazdrościć Sandomierzowi marketingu, bo przecież to tu po rynku jeździ serialowy Ojciec Mateusz.
Przez Sandomierz można się prześlizgnąć, przejść po nim po łebkach i powiedzieć, że się go zwiedziło. Ale zdecydowanie nie polecam odhaczenia kilku punktów, a następnie chodzenia od restauracji, do restauracji. Moim zdaniem wyjazd warto zaplanować, bo Sandomierz ma kilka takich atrakcji, przy których klękajcie narody!
Zwiedzać przyjechałem na cały weekend, wszystko po to, by się nie spieszyć i na spokojnie zajrzeć w każdą przysłowiową mysią dziurę.
Przyznam się Wam też, że pierwszego dnia chodziłem po mieście sam. Wszystko po to, by chwycić jego klimat. Ponieważ był to piątkowy poranek, nie było jeszcze tłumu weekendowych turystów. Wiele miejsc można było mieć tylko dla siebie. Drugiego dnia przyszedłem na organizowaną przez lokalny oddział PPTK wycieczkę po mieście. Ponieważ byłem jednak jedynym chętnym, wycieczki nie było. Za to sam wykupiłem usługę przewodnicką i poszedłem zwiedzać miasto, mając przewodniczkę tylko dla siebie. Zapraszam Was do mojego przewodnika po atrakcjach Sandomierza, z tego artykułu dowiecie się, co zobaczyć w tym królewskim mieście.
Podziemna trasa turystyczna
Spis treści
Korytarz w podziemnej trasie turystycznej ciągnącej się pod SandomierzemZanim przejdę do opisu podziemnej trasy, warto wspomnieć, jak ona powstała. Z racji tego, że Sandomierz leży nad Wisłą, która niegdyś płynęła bliżej miasta niż dziś, miasto było ważnym punktem na dawnej handlowej mapie Polski. Ponieważ miasto ogrodzone było silnymi murami obronnymi, nie było szans na łatwe powiększenie obszaru. Dlatego aby bezpiecznie przechowywać towary, zaczęto drążyć tunele i komory pod miastem. Drążono je masowo i najgłębsze znalazły się 15 metrów pod powierzchnią ziemi. W komorach przechowywano wszystko co cenne. Od soli, po ryby i wino.
Zapadnięte podziemia i znikający człowiek
Po tym jak między innymi Szwedzi spustoszyli nasz kraj, Sandomierz podupadł. Nie był już też na ważnym szlaku handlowym. Podziemia stały się bezużyteczne i po prostu o nich zapomniano. Ale przyroda lubi upominać się o swoje. Do komór i korytarzy spływała woda, podmywała korytarze, które zawalały się. Teren Sandomierza stał się niestabilny w dosłownym tego słowa znaczeniu.
Kumulacja nastąpiła po drugiej wojnie światowej, kiedy to nauczyciel z miejscowego technikum poszedł do kiosku kupić gazetę. Poprosił kioskarkę o podanie, ale kiedy ta podała mu gazetę, klienta już nie było. Zapadł się kilka metrów pod ziemię. Akurat wtedy zarwał się sufit w jednej z komór pod ziemią. Nieszczęśnikowi nic się nie stało, ale ponoć sprzedawczyni przez długi czas nie mogła dojść do siebie.
Jasnym się stało, że do prac muszą przystąpić naukowcy i inżynierowie. Po oględzinach uznali oni, że miasto jest skazane na zagładę, o ile nie podejmie się szybkich i radykalnych kroków. Należało podziemia jak najszybciej zasypać lub wzmocnić. Państwo wysupłało zatem pieniądze, wykupiono prywatne domy na powierzchni i zabrano się za zabezpieczanie podziemi. Najczęściej zasypując je lub zalewając betonem. W spokoju pozostawiono tylko część z dawnych korytarzy. To właśnie one złożyły się na Podziemną Trasę Turystyczną w Sandomierzu.
Zwiedzanie trasy turystycznej
Obecnie trasa liczy 470 metrów długości, najgłębsza komora jest na poziomie 12 metrów pod ziemią, wszystkich komór jest 34. Podczas zwiedzania pokonamy 364 schody. Temperatura na trasie jest stała i wynosi 11 stopni Celsjusza.
I przyznam się Wam, że wynudziłem się zwiedzając tą trasę. Byłem już np. w dwóch podziemnych trasach w Jarosławiu i może też nie było tam szału, ale bardziej zapadły mi w pamięć. Tutaj chodzimy w dużej grupie i błąkamy się po pustych korytarzach i komnatach. Oczywiście przewodnicy robią co mogą, by było ciekawie. Np. opowiadają historię o bohaterskiej Halinie Krępiance, która ocaliła miasto przed Tatarami, sama przy tym ginąc. Jest też do obejrzenia zestaw różowej porcelany z Ćmielowa, który wart jest podobno fortunę. Ale ogólnie to nówka cegła i jeden korytarz górniczy, gdzie jest niemal jak w kopalni.
W sezonie turystycznym trasa czynna jest od kwietnia do września poniedziałek-niedziela w godzinach 9.15-19.00 (ostatnie wejście godz. 18.00). Poza sezonem do 17stej.Bilet normalny kosztuje 20zł a ulgowy 16zł.
I tu podzielę się refleksją: Jeśli miałbym wskazać jedno miejsce, którego nie warto odwiedzać w Sandomierzu, bo to strata czasu, na pewno byłaby to tutejsza podziemna trasa turystyczna. Naprawdę nie rozumiem tłumów, które ustawiają się pod kasami i zapisują na kolejne tury zwiedzania.
Wąwóz Królowej Jadwigi
Nie zdradzę Wam tajemnicy, jeśli powiem, że najpiękniejsze atrakcje tworzy matka natura. Takim miejscem jest Wąwóz Świętej Królowej Jadwigi w Sandomierzu. Liczy on około pół kilometra długości ale o jego unikatowości świadczą przede wszystkim jego ściany. Lessowe zbocza sięgają nawet 10 metrów, a na ich szczycie rosną piękne drzewa. A jeśli drzewa, to rzecz jasna ich korzenie, które spajają lessową glebę i chronią przed szybka erozją. To wszystko tworzy naprawdę niezapomnianą scenerię.
Serdecznie polecam Wam wstać wcześniej, by wejść do wąwozu, kiedy nie ma w nim jeszcze tłumów innych turystów. Spotkacie wtedy nielicznych biegaczy i podobnych Wam ludzi. I rzecz jasna komary, jeśli będziecie w sezonie kiedy te insekty szukają pożywienia. Zatem ubierzcie się w coś z dłuższym rękawem.
Brama Opatowska – ostatnia, która ocalała
Brama Opatowska to ostatnia ocalała do dzisiejszych czasów brama wiodąca do miasta. Założenie architektoniczne Starego Miasta pamięta zapewne króla Kazimierza Wielkiego. To wtedy zaplanowano cztery główne bramy wiodące do Sandomierza. Były to bramy: Krakowska, Lubelska (zwana też Rybacką), Zawichojska oraz właśnie Brama Opatowska. I ta jako jedyna przetrwała do dzisiejszych czasów, dając nam wyobrażenie, jak potężne były obwarowania dawnego Sandomierza.
Brama mierzy 30 metrów wysokości, chociaż za czasów swej obronnej świetności była mniejsza. Podwyższono ją dopiero w XVI wieku. W dolnej części mury mają dwa metry grubości, by pnąc się ku górze osiągnąć 60 centymetrów. Brama jest jednym z punktów, skąd można zobaczyć panoramę Sandomierza.
Codziennie w sezonie ustawia się do niej tłum turystów, a w kolejce trzeba odstać nawet pół godziny. Cóż, przyznam jednak, że widok jaki rozciąga się ze szczytu do najpiękniejszych nie należy. Cóż, z tej perspektywy Sandomierz nie jest ładny. Widać dachy, dachy i jeszcze raz dachy – no i komin elektrociepłowni. W oddali zaś dostrzeżemy Góry Pieprzowe i zakole Wisły i to jest najpiękniejszy widok z tego miejsca. Zamku w Baranowie Sandomierskim nie dostrzegłem, a szkoda, bo był celem do odwiedzenia kolejnego dnia.
A jeśli już jesteśmy przy murach obronnych miasta, to nie zapomnijcie o tym, że słynne „Ucho Igielne” też niegdyś było furtą prowadzącą do miasta. Inna nazwa to Furta Dominikańska, wszystko dlatego, że tędy prowadził najszybszy szlak pomiędzy klasztorami braci zakonnych – tych z wnętrza miasta, z tymi mieszkającymi za murami. A dlaczego taka specyficzna nazwa? Otóż jak się przyjrzycie, to furta na dole jest węższa i rozszerza się ku górze. Przypomina po prostu oczko igły do nawlekania nici.
Warto tu jeszcze wspomnieć, że tędy prowadzi najkrótsza droga do dwóch wąwozów sandomierskich: Wąwozu Królowej Jadwigi i Wąwozu Świętojakubskiego.
Rynek i ratusz
Rynek w średniowiecznych miastach zawsze był centrum życia miasta. Nie inaczej było w Sandomierzu, chociaż główny plac miasta jest dość charakterystyczny. Zalicza się do tych nielicznych placów miejskich, które są pochyłe – bardzo ciekawy rynek jest np. w nie tak odległym Przemyślu.
Zanim przejdę do omawiania standardowych, chociaż pięknych miejsc na rynku, pozwólcie, że pokażę Wam ciekawostkę. Oto w reprezentacyjnym miejscu, postawiono kotwicę! I jakby Asteriks i Obeliks przybyli do Sandomierza, nie musieliby się bać tego, czego Galowie boją się najbardziej: że niebo zawali im się na głowy! Oto na rynku rzeźbiarz Cezary Łutowicz „zakotwiczył niebo”. Ogniwa łańcucha kotwicznego zespawano ze sobą tak, że stoją pionowo i sięgają… nieba. Bardzo fajna rzeźba!
Ratusz stoi tuż obok kotwicy lub też lepiej powiedzieć, że kotwicę postawiono tuż obok ratusza. A piękny to budynek! Pierwotnie średniowieczny, dziś jest pomieszaniem styli. Chociaż uchodzi za renesansowy. Pierwotnie był wieżą, ale te czasy opisywane są dziś tylko w kronikach. Prostokątny stał się w XV wieku, by po kilku pożarach i przebudowach stać się tym, co widzimy dziś. A jest pięknym dwupiętrowym budynkiem zwieńczonym charakterystyczną attyką, z przylegającą wieżą, która powstała jednak niemal na końcu, bo dopiero w XVII wieku. Warto pospacerować dookoła budynku, bacznie przyglądając się murom. Nawet niewprawne oko dostrzeże ślady przebudowy i remontów. Jeśli podniesiecie wzrok w górę przy południowej części, dostrzeżecie zegar słoneczny.
Przed ratuszem (z tej niżej położonej strony) znajduje się studnia i figura Matki Boskiej z 1776 roku. Jako ciekawostkę mogę podać to, że jeśli będziecie spędzali letni weekend w Sandomierzu, to możecie się natknąć na wartę żołnierzy przed tą figurą. Wybaczcie, nie powiem Wam z jakiej epoki stroje mają ci żołnierze, ale tak na oko sprzed przynajmniej 200. Jeśli wiecie więcej, dajcie znać w komentarzu.
Główne życie turystyczne Sandomierza toczy się właśnie przy rynku. Tu znajdują się restauracje, tu są kawiarnie i tu siedzi się przy aperolu, winie i piwie do późnych godzin nocnych. Ale nade wszystko za dnia zwiedza się. Bo to w północno zachodnim rogu stoi najbardziej charakterystyczna kamienica. Kamienica Oleśnickich z pięknymi podcieniami. Warto wspomnieć, że to w niej podpisano w 1570 roku zgodę sandomierską, czyli umowę między dawnymi wyznaniami ewangelickimi. Była ona reakcją na katolicką kontrreformację.
Warto też wspomnieć, że w południowej części rynku stoją meleksy. Jeśli nie macie ochoty chodzić i zwiedzać, a przy okazji chcecie posłuchać z głośników historii Sandomierza, to polecam ten sposób przemieszczania się. Są różne trasy do wyboru, a jeśli zamarzy się Wam własna, nie sądzę, by ktoś Wam odmówił. Meleksów jest zazwyczaj więcej niż chętnych na nie.
Zamek w Sandomierzu
Tragedia rozegrała się 2 kwietnia 1656 roku, wojska szwedzkie, do tej pory idące jak taran przez Polskę podczas Potopu Szwedzkiego, zostały pobite pod Sandomierzem i przyparte do przysłowiowego muru. Ich oddziały broniły się na zamku, ale kończyli taktyczny odwrót na drugą stronę rzeki. Ostatni oddział podpalił lont pod ładunkami założonymi w murach Zamku Królewskiego w Sandomierzu.
O zasadzce dowiedziało się polskie dowództwo, ale lont był długi, a wojsko niezdyscyplinowane… Ciury obozowe i wszyscy ci, którzy na wojnie uwielbiają rabować rzucili się, by szabrować to, co Szwedzi jeszcze zostawili. Wtedy eksplodowały ładunki wybuchowe. Podobno było to około 15 ton prochu w przeliczeniu na dzisiejszą wagę (300 cetnarów). Część zamku została dosłownie zdmuchnięta, ostało się tylko zachodnie skrzydło niegdyś pięknego zamku. W wyniku wybuchu zginęło od 500 do 2 tysięcy osób. W sprawie konkretnej liczby kroniki nie są zgodne.
Zamek przestał istnieć, to co ocalało stało się na polecenie późniejszego króla Jana III Sobieskiego letnią rezydencją królewską. Zwyczajnym pałacem, jakich w sumie wiele. Później różne byłe jego dzieje, bo był siedzibą urzędów, ale także więzieniem. Dziś jest siedzibą muzeum. I przyznam szczerze, że nie jest to jakieś zachwycające muzeum, chociaż rzecz jasna, co kto lubi. Obejrzymy tu np. rekonstrukcje dawnych izb wiejskich, srebrną zastawę stołową oraz artefakty z wykopalisk. Najcenniejsze są szachy sandomierskie – niemal pełen komplet pionów z XII wieku! Więcej o nich przeczytacie pod tym linkiem.
Dom Długosza, jakie piękne lapidarium
Jeśli pierwszym skojarzeniem na nazwę Dom Długosza jest słynny Jan Długosz – kronikarz Polski – to jest to prawidłowe skojarzenie. To on ufundował ten budynek w 1476 roku jako siedzibę księży misjonarzy. Co prawda przez stulecia budynek się zmieniał i w pewnym momencie popadł w ruinę, ale na szczęście został uratowany i do dziś cieszy oko. Nie tylko charakterystycznym wzorem cegieł na murze, ale przede wszystkim zbiorami Muzeum Diecezjalnego, którego jest siedzibą.
Trudno to muzeum jednoznacznie zakwalifikować. Najprościej i najkompletniej jest powiedzieć, że wystawa to jedno wielkie lapidarium. Zobaczymy tu rzeczy tak cenne jak np. relikwiarz drzewa Krzyża Świętego, czyli krzyż w którym przechowywano zapewne drzazgę z krzyża, na którym wg wiary katolickiej zmarł Jezus Chrystus. Ale kilka metrów od tego zabytku, w gablocie leży księga z 1335 roku. Rękopis rzecz jasna. Dawniej za taką księgę można było nabyć np. wieś. Do dziś jest warta majątek, tylko wsi z mieszkańcami się już nie sprzedaje. Z dziwniejszych eksponatów są np. stopy słonia, w sali obok zobaczymy ornaty, by w kolejnej móc podziwiać umiejętności dawnych zdunów.
Piec jest przecudownej urody, ale kafle luzem umieszczone w gablotach, zadają kłam temu, że w średniowieczu nie dbano o artyzm i detale. Poza tym jest też kolekcja zamków i kluczy do kościołów i świeckich budynków. A jak przystało na lapidarium, gromadzące niemal wszystko, co wartościowe lub interesujące, to jest też bęben z 1809 roku, pamiętający walki o Sandomierz. Co poza tym? Np. ołtarzyk z XIV wieku, złocony z pięknymi kościanymi płaskorzeźbami.
Naprawdę zakochałem się w tej wystawie i wnętrzach.
Góry Pieprzowe
Przewrotnie mogę powiedzieć, że to jedna z najstarszych atrakcji turystycznych w Polsce. A na poważnie powiem, że Góry Pieprzowe są tak stare, że po milionach lat erozji zostały z nich tylko pagórki. Za to są malowniczo położone na brzegu Wisły, która majestatycznie przepływa u podnóża. Panorama okolicy jest szczególnie malownicza.
Dodatkowo jeśli przyjedziemy w czasie kwitnienia róż, mamy okazję, by zachwycić się tymi dzikorosnącymi tu kwiatami. Do Was należy decyzja, czy podjedziecie w góry samochodem, czy wybierzecie spacer wzdłuż Wisły i następnie wspinaczkę. Nie jest zbyt męcząca, ale ostrzegam, że nad wodą są tabuny komarów. Spróbują Was zjeść żywcem, ale w mojej ocenie warto wybrać spacer, bo śpiew ptaków i spokój, jakie tu panują, są niepowtarzalne.
Bazylika w Sandomierzu. Czyste piękno
Niewiele jest miejsc w Polsce, które pięknem mogą konkurować z Bazyliką katedralną Narodzenia NMP. Z zewnątrz może nic tego nie zapowiada, ale wnętrze jest zachwycające. Oczywiście wygląda tak pewnie dlatego, że kilka lat temu została gruntownie odnowiona. Wygląda dziś jakby dawni mistrzowie dopiero co zakończyli prace.
Wchodząc do kościoła na pewno od razu Waszą uwagę przykuje rozgwieżdżony sufit. Jedyne co w takiej sytuacji może przyjść na myśl, to „niebo gwiaździste nade mną.” Mam nadzieję, że dalsza część, czyli „prawo moralne we mnie” też jest w Was 🙂 Ale pierwsze kroki i tak powinniście skierować w inne miejsce, bo sercem zabytków wnętrza jest prezbiterium. To tu na ścianach zachowały się prawdziwe zabytki klasy zerowej. To polichromie ruskie z XIV wieku, pamiętające jeszcze ich fundatora króla Władysława Jagiełłę, który wielokrotnie w Sandomierzu gościł. Tak, Sandomierz to królewskie miasto! Podobne polichromie możecie zobaczyć tylko w kilku miejscach, jednym z nich jest Lublin, gdzie zobaczycie je w zamkowej Kaplicy Trójcy Świętej.
Zwiedzając katedrę, na pewno zwrócą uwagę także wielkie obrazy, które powieszono wzdłuż naw, a także na tylnej ścianie kościoła. Na nich znajdują się sceny z męczeństwa świętych Kościoła – po jednym obrazie na każdy miesiąc. Nie powiem, sceny są dość realistyczne. Ale nade wszystko uwagę zwracają obrazy, na których namalowano sceny związane z Sandomierzem – w ilości czterech. Jest to np. wysadzenie sandomierskiego zamku oraz mord ludności Sandomierza przez Tatarów. Tu warto zwrócić uwagę na scenę mordu na zakonnikach. Jeden z nich ze strachu uciekł na balkon, reszta pokornie stoi w kolejce do zaszlachtowania, a po tym ich dusze anioły od razu biorą do nieba. Ten strachajło też został zabity, ale do nieba jako męczennik od razu nie wstąpił.
Jednak najbardziej kontrowersyjnym obrazem jest wielkie płótno na którym Karol de Prevot namalował tak zwany mord rytualny. Mord, którego jakoby dopuścić się mieli Żydzi na chrześcijańskim dziecku. Obraz powstał na zlecenie lokalnego antysemity, proboszcza parafii, którego imię po wsze czasy niech zostanie zapomniane i przytaczać go tu nie będę. Obraz rzecz jasna nie ma nic wspólnego z rzeczywistością, jednak do dziś rozbudza emocje, odgrzewając konflikty. Jeśli chcecie o nim poczytać więcej, zajrzyjcie do Wikipedii pod ten link.
Wejście do katedry kosztuje co łaska.
Co robić wieczorem w Sandomierzu?
To były ciepłe lipcowe noce, a ciemność była lepsza niż dzień, kiedy słońce paliło niemiłosiernie. I chyba nie byłem jedynym, który doceniał, że nie ma już skwaru, bo knajpki na rynku pękały w szwach. Lubiłem usiąść w jednej z knajpek i obserwować turystów, którzy wieczorem tak jak ja, spędzali czas chodząc od knajpki do knajpki. Był wakacyjny weekend, zatem turystów zebrało się co niemiara. Ale z tego co mówiła przewodniczka, z którą ponad dwie godziny zwiedzałem atrakcje Sandomierza, to w dni powszednie poza sezonem i weekendami, po mieście hula przysłowiowy wiatr. I czasami rzecz jasna kręcą kolejne odcinki Ojca Mateusza.
Zatem polecam Wam: siądźcie gdzieś, zjedzcie obiad, napijcie się wina, kawy czy też piwa jeśli lubicie tak, jak ja. W tym celu polecam Wam odwiedzić restaurację Miejscówka, gdzie sprzedają piwo warzone w Browarze Sandomierskim. Poza tym, że piwo smaczne, to i ogródek przyjemny.
Gdyby nie komary rzecz jasna.
Nocleg i hotele w Sandomierzu
Przyznaję, że nocleg rezerwowałem dość późno, bo też ten wyjazd doszedł do sutku dość spontanicznie i oprócz Sandomierza zwiedzałem wcześniej także Zamość, co jest jednak osobną historią.
Ale właśnie z tego powodu, że wyjeżdżałem zwiedzać Sandomierz w szczycie sezonu i to w dodatku w weekend, nie było dużego wyboru noclegów. Z tego powodu, jeśli jedziecie w wakacje, rezerwujcie z wyprzedzeniem. Ale i tak nie narzekam, bo trafiłem na bardzo dobry nocleg w Hotelu Basztowy.
Pokój był bardzo duży, łazienka czysta a śniadanie smaczne. Dodatkowo bez problemu po wymeldowaniu można w hotelu bezpłatnie przechować bagaż. Zatem Hotel Basztowy bardzo polecam. Tym bardziej, że jest dosłownie dwa kroki od rynku i ratusza w Sandomierzu, a jednocześnie na uboczu, czyli nie jest tu głośno.
Jeśli zaś wolicie apartament w wyższym standardzie, to spójrzcie na Apartamenty Przy Ratuszu spójrzcie na Apartamenty Przy Ratuszu. Fajny standard i tuz obok rynku.
A jeśli szukacie czegoś innego, to śmiało skorzystajcie z wyszukiwarki.
Restauracje i gdzie zjeść i napić się kawy
Jeśli chodzi o kawę, to serdecznie polecam kawiarnię i naleśnikarnię w jednym czyli Cafe Mała. Kawa jest tu naprawdę najlepsza w Sandomierzu, a kilka ich w mieście odwiedziłem! Właściciele są w stanie nawet opowiedzieć o tym, jakie mieszanki i jakie ziarna są użyte do Waszej kawy. Dodatkowo naleśniki na śniadanie? Dlaczego nie?! Polecam! A drugim miejscem z dobrą kawą jest Cafe Podano. Co więcej oprócz kawy i niezłych słodyczy, można się tu wieczorem napić przyzwoitego piwa oraz drinków. Polecam, bo często tu przychodziłem.
Zaś jeśli mam polecić miejsce, gdzie warto zjeść obiad, to na pewno będzie to położona za Uchem Igielnym czyli za murami dawnego starego miasta restauracja Bistro Podwale. Czasami w szczycie sezonu są tu kolejki, ale w mojej ocenie naprawdę warto poczekać. Serwowane tu żeberka są rozpływające się w ustach!