W skansenie w Sirogojno znalazłem się w zasadzie przez przypadek. Pojechałem specjalnie na Festiwal Trąbki w Gucy, ale jakoś tak się złożyło, że udało mi się zrobić wycieczkę fakultatywną do Sirogojna.
Ale od początku. Był ciepły poranek po upojnej bardzo dosłownie upojnej nocy, bo na Festiwalu Trąbki w Gucy wszystkie noce są upojne, albo bardzo upojne, albo takie, których się nie pamięta. Ja pamiętałem, ale było zdecydowanie upojnie. Kolega, który jak się okazało też był wtedy na festiwalu, postanowił spotkać się z Polakami, z którymi miał wracać z Gucy do Polski. Nudziłem się, więc poszedłem na spotkanie wraz z nim. Okazało się, że powrót będzie miał z bardzo sympatyczną parą, która jak się okazało tego poranka też się nudziła i właśnie mieli jechać do skansenu Emira Kusturicy, a konkretniej wioski stylizowanej na skansen, która powstała specjalnie na potrzeby kręcenia filmu. Od słowa do słowa okazało się, że jak mamy chęć, możemy się zabrać z nimi i wrócimy wieczorem na kolejne koncerty w ramach festiwalu. Niewiele myśląc wsiedliśmy. Tylko, że po drodze doszliśmy do wniosku, że ta wioska Kusturicy jest bez sensu, skoro zbudowana specjalnie na okoliczność filmu i lepiej wybrać coś prawdziwego. Wybór padł na skansen „Stare selo” w Sirogojno.
Klucząc krętymi drogami udało nam się dojechać do celu naszej podróży i namierzyć skansen, ktory nawet się nie ukrywał 😉 Była nas czwórka zatem przy kasie dla żartów stwierdziliśmy, że poprosimy bilet rodzinny, albowiem jesteśmy jedną wielką rodziną, jest mama, tata i dwójka dzieci. I co ciekawe wśród śmiechów udało nam się panią kasjerkę przekonać, że to wcale nie jest taki głupi pomysł i należy nam się jakaś turystyczna ulga 🙂 Zatem zwiedzanie czas było zacząć.
W kompleksie Stere selo znajduje się 47 budynków, które pochodzą z XIX oraz początku XX wieku i zostały tu przeniesione z okolicznych wiosek. Złożono je i rozlokowano na przestrzeni 5 hektarów, zatem aby je wszystkie zobaczyć, należy się troszkę nachodzić. I powiedzmy sobie jeszcze jedną rzecz: wygląda to naprawdę klimatycznie. Kiedy spacerujemy sobie pośród sosnowego lasu i zaglądamy do kolejnych chałup, kiedy możemy przeczytać co to są za budynki na tabliczkach umieszczonych na ścianach i kiedy nie ma tu tłumu turystów i można w spokoju kontemplować wszystkie detale, wtedy czas mija naprawdę miło.
A jest tu co oglądać, bo do Sirogojna przeniesiono wiele typów zabudowań, znajdziemy tu typowe chłopskie, biedne zabudowania i najdzie nas refleksja, że bieda pod każdą szerokością geograficzną wygląda tak samo. Bo jak inaczej nazwać zagrodę, w której całym wyposażeniem jest garnek nad paleniskiem na środku izby i kilka misek, by móc przygotować i zjeść strawę? W takich chwilach idealnie widać, jak mało chłopi mieli do stracenia. Ale możemy też udać się do starej karczmy i spróbować tradycyjnych posiłków (podobno, bo my jednak nie weszliśmy). Ale jest tu też stara szkoła z tablicą i ławkami, patrząc na nie przypomniała mi się szkoła w Birmie, którą widziałem cztery lata temu podczas trekkingu z Kalaw nad Inle Lake. To wyposażenie ze skansenu nie różniło się kilkoma detalami od tego, które widziałem w Birmie. Różniło się, bo w Birmie było biedniej, nie było żadnej mapy a o globusie mogli zaledwie pomarzyć. Tylko tablica i ławki. No i rzecz jasna dzieci.
Ale żeby nie popadać w smutny nastrój przemieściliśmy się dalej i ku naszej uciesze obejrzeliśmy coś na osłodę, czyli stare ule. Ale najlepsze stało tuż obok! Oto urządzenia do produkcji rakiji! Ech.. jakaż szkoda, że puste! 😉 Coś na co warto zwrócić uwagę będąc w Sirogojno, to takie kwadratowe niby to lunety, obok których są tablice z informacjami. Patrząc przez nie, będziemy widzieli tylko wybrany detal architektoniczny, który opisany jest tuż obok.
Pochodziłbym po skansenie dłużej, pozaglądał w więcej dziur i zakamarków, jednak nasi niedawno poznani znajomi stwierdzili, że pora wracać. Zatem wsiadamy z nimi do samochodu i jedziemy w kierunku Gucy. Festiwal trąbki sam się nie wysłucha 😉 W każdym razie do Sirogojna na pewno warto się wybrać, warto zaplanować tam jakieś dwie godziny, bo na pewno jest tego warte.
Przepraszam za jakość zdjęć, które wyglądają, jakbym robił je tosterem albo żelazkiem. W rzeczywistości robiłem je telefonem komórkowym Samsung Nexus.