Stupa Bodnath nie jest widoczna z ulicy. O tym, jak wielka to budowla dowiadujemy się znienacka, kiedy wraz z pielgrzymami i innymi turystami wlewamy się na jej teren. Boudhanath to kolejne miejsce, w którym sacrum miesza się z profanum. Cepelia z żarliwą wiarą. Od nas zależy, na co zwrócimy uwagę.
Tego dnia zwiedzając atrakcje Kathmandu zrobiłem niemalże rajd po świętych miejscach. Po tym, jak o poranku odwiedziłem położoną na wzgórzu, Świątynię Małp czyli Swayambhunath, następna w kolejności była Paśuputinath. Świątynia na granicy życia i śmierci, bo w niej doczesne szczątki ludzkie są spopielane i wraz z wodami rzeki prochy płyną do świętego Gangesu. Zwieńczeniem dnia była wizyta w ostatniej z „wielkiej trójcy” czyli stupie Bodnath.
Legenda o powstaniu stupy Bodnath
To ciekawe, że większość takich świętych miejsc, ma związane ze sobą mistyczne historie. Nie inaczej jest w Bodnath. Jedna z legend głosi, że kiedy dawno temu zmarł Kaśjapa – znamienity uczeń Buddy – pewna stara i biedna kobieta wraz ze swoimi czterema synami, postanowili pochować go w miejscu, gdzie dziś wznosi się stupa. Ale tak świętą osobę jak Kaśjapa trzeba odpowiednio uhonorować. Dlatego udała się do króla Nepalu i poprosiła o pozwolenie na budowę stupy na przestrzeni ograniczonej zwierzęcą skórą. Król oczywiście nie miał nic przeciwko i pozwolił budować na takiej przestrzeni.
Babka jednak była cwańsza, niż to się wszystkim wydawało i skórę pocięła na wąski pasek a’la sznur, którym wyznaczyła dużą przestrzeń. Oczywiście urzędnicy zaczęli interweniować u króla, że to się nie godzi. Że jeśli zwykła kobiecina buduje taką potężną stupę, to król będzie musiał zbudować niemal taką, jak góra. Tyle, że władca rzekł, że jak się zgodził, to nie będzie robił z gęby cholewy i decyzję utrzymał. Tyle ta konkretna legenda o powstaniu stupy Bodnath. A jeśli jesteście ciekawi historii Kaśjapy, to zapraszam do wikipedii.
Nikt na sto procent nie wie, kiedy powstała stupa. Czy zbudowano ją, jak chcą legendy około V lub VI wieku czy raczej w XV jak chcą źródła tybetańskie. Ale Patrząc na to, co napisane jest w anglojęzycznej Wikipedii, bardziej jestem skłonny uwierzyć w to, że stupa Bodnath ma już ponad tysiąc lat. Pewnym jest jednak, że okolice stupy to miejsce zamieszkane w przeważającej mierze przez Tybetańczyków. Wlali się tu wielką falą po 1959 roku, kiedy przegrali antychińskie powstanie w Tybecie i część z nich, by chronić życie zmuszona została do ucieczki. Ale nie wybrali miejsca na chybił trafił. Bo to w Bodnath przez setki lat tysiące kupców zatrzymywało się w drodze do i z Lhasy w Tybecie. Tu modlili się o bezpieczną podróż przez wysokie przełęcze Himalajów.
Kolejną znaczącą chwilą, dosłownie chwilą, było kilkanaście sekund w roku 2015, kiedy Kathmandu nawiedziło potężne trzęsienie ziemi. W mieście zginęło prawie dziewięć tysięcy osób, zawaliły się setki domów, w pył obróciły się też liczne świątynie w Kathmandu i w Dolinie Kathmandu. Popękała także święta stupa Bodnath. Na szczęście już rok później znów w całości otworzyła swoje podwoje na przyjęcie wiernych i turystów.
Zwiedzając stupę Bodnath
Na pewno do Bodnath przybyłem za wcześnie. A może po prostu znów miałem pecha? Ewentualnie zobaczyłem to, co jest tu najczęstszym widokiem. Spodziewałem się, że najświętsza i największa stupa w Nepalu będzie miejscem bardziej mistycznym. Myślałem, że w powietrzu unosić się będzie dźwięk kręcących się modlitewnych młynków. Miałem nadzieję na kolorowe szaty mnichów, na szeptane mantry…
Dostałem jednak to, co chyba coraz bardziej króluje w takich miejscach. Tłumy podobnych do mnie turystów, stragany z chińskimi wyrobami, knajpki, restauracje i atmosferę odpustu. Niewielu było tu tych, którzy przyszli po sacrum, dla większości najważniejsze było profanum czyli po prostu robienie zdjęć. Nie powiem, byli i tacy, którzy gdzieś w kącie pogrążeni byli w pełnej skupienia modlitwie. To był jednak margines. W większości modlitewne młynki były poruszane w ruch przez młodzież jakby dla zabawy. Bez modlitewnej przyczynowości.
Cóż, pokręciłem się po terenie świątyni, wszedłem do kawiarni, by zapach kawy zawsze mnie uwodzi. Potem tak jak inni, wszedłem na wyższy poziom stupy i okrążyłem ją, chodząc pod powiewającymi nade mną flagami modlitewnymi. Tak jak i inni zachowywałem się oczywiście przyzwoicie, bo przecież czujne oczy Buddy patrzą na cztery strony świata i wszystko widzą.
Jedyne czego żałuję, to że nie wstąpiłem do żadnej restauracyjki na którymś z dachów domów otaczających stupę. Ale kto wie, może następnym razem? Może za pięć lat, może za dziesięć? Bo Himalaje przyciągają… może po przejściu trekkingu dookoła Annapurny, teraz nastanie czas na pierwszą bazę Everestu? Marzenia się co prawda nie spełniają, ale ja lubię je sam spełniać.
1 Comment
Masz rację. Za Nepalem się tęskni. I ta cudowna mantra rozbrzmiewająca wszędzie https://www.youtube.com/watch?v=0Ix9yfoDHJw
Też prowadzę bloga, wiem ile czasu to kosztuje. U Ciebie wszystko opracowane na najwyższym poziomie, pozdrawiam
Gabi