Suczawa kojarzy mi się z wyjazdem w latach studenckich. Przemytniczy autobus z Polski do Rumunii jechał właśnie do tego miasta. Wtedy Suczawy nie zwiedziłem, bo jechałem dalej, ale ciekawie było wrócić do tego miasta po 20 latach i sprawdzić, jakie ma atrakcje.
20 lat temu, jak to na studenta przystało musiałem oszczędzać przy każdym wyjeździe. Wiadomo, że studencki budżet do wysokich nie należy, zatem kombinowałem jak mogłem. Pamiętam, że jechaliśmy wtedy przez Suczawę do Stambułu. Autobus do Rumunii jechał jakimiś opłotkami, kierowcy na granicy dawali łapówki, a pod siedzeniami szczelnie wypełniając każdy wolny zakamarek, leżały szlifierki kątowe, tarcze ścierne, wiertła, materiały budowlane i nie wiem nawet, co jeszcze. Przemyt na całego!
Do Suczawy przyjechaliśmy w nocy, w międzyczasie poznając parę, która drogą lądową jechała wtedy do Nepalu! Ech, do dziś im zazdroszczę. Z Suczawy zapamiętałem jednak tylko nocleg na dworcu autobusowym. Do dziś mogę wskazać, gdzie rozłożyliśmy się na ziemi z plecakami 😉 Tyle wspomnień starego tetryka, czas wrócić do czasów „nowożytnych”.
Jadąc do Suczawy
Spis treści
Tym razem do Suczawy dostałem się też drogą okrężną, bo najpierw samolotem przyleciałem do pobliskich Czerniowców na Ukrainie, by następnie powolnym jak żółw pociągiem przejechać granicę i dostać się do Suczawy. Co prawda od razu pojechałem nocnym pociągiem do Timisoary i celu mojego wyjazdu do Rumunii, czyli zamku w Hunedoarze, ale o tym w innych artykułach. Na szczęście wracając z Alba Iulia i tamtejszej potężnej fortecy, właśnie w Suczawie zrobiłem bazę, z której zwiedzałem Bukowinę, a szczególnie cudownej urody malowane cerkwie.
Ale jedno na wstępie muszę powiedzieć, żeby nie było żadnych zaskoczeń. Suczawa jest miastem po prostu, zwyczajnie brzydkim. Stoją tu postkomunistyczne betonowe koszmary zwane blokami, nie ma czegoś takiego jak stare miasto. Główny plac miasta to beton i budki dla turystów, ewentualnie chyba bardziej dla swoich. Lub dla nikogo, bo ludzi tu jak na lekarstwo. W Suczawie są trzy ciekawe atrakcje turystyczne: zamek, skansen i cerkiew.
Zamek w Suczawie
O zamku przewodniki i blogi piszą zazwyczaj jako o ruinie. Nic bardziej mylnego, ruiną i owszem był, ale to już dawne dzieje i obecnie zamek został w pewnej części odbudowany i zrekonstruowany. A było co rekonstruować, bo to z tego miejsca, z tej fortecy hospodarowie mołdawscy władali swoimi włościami. Z tego powodu warownię czasami zwie się też „Twierdzą tronową”.
Pierwotnie pierwsze poważniejsze umocnienia powstały w XIV wieku, ale obecny kształt zamek przybrał w XV wieku, kiedy hospodar mołdawski, jeden z najpotężniejszych władców tego regionu Stefan III Wieki postanowił wznieść tu twierdzę z prawdziwego zdarzenia. To wtedy zbudowano to, co możemy oglądać dziś jako założenie architektoniczne. Umocnienia były tak dobre, że Turcy dwukrotnie usiłowali je sforsować i zawsze nadaremnie. Podobnie było z Polakami, bo nasze wojska przywiódł tu Jan Olbracht, ale też połamał zęby, a raczej miecze na kamiennych murach zamku.
Zamek nie jest może jakiś wielce fascynujący, nie ma tu wystaw lub instalacji multimedialnych, które zapamiętacie na całe życie lub które zmienią Wasze postrzeganie zabytków. Ale jest to bardzo przyzwoita twierdza i na pewno warto ją obejrzeć. Po wejściu do środka przez bramę, mamy ciąg salek, do których możemy wejść i poczytać o historii zamku. Jest o tym, jak Stefan Wielki robił w konia polskiego króla, jest o zwycięstwach, bywa o klęskach. Co ciekawe, są też napisy w języku angielskim, zatem można nie tylko oglądać, ale również poczytać.
Oczywiście w gablotach jest to, co zawsze bywa w zamkach czyli kamienne kule armatnie, wystawy broni białej i palnej. Jest też skarbiec, kaplica, są działa. Ot, standardowe wyposażenie średniowiecznej twierdzy. I tu trzeba podkreślić wyraz średniowiecznej, bo w 1675 roku w środku murów miał miejsce wybuch i zamek nie został już odbudowany. Aż do dziś, ale to co zrekonstruowano dziś nie służy już obronie lecz trzepaniu kasy na turystach. Ale ponieważ nie można tyle siedzieć w zimnych murach, poszedłem w kierunku kolejnej atrakcji Suczawy czyli skansenu.
Skansen w Suczawie czyli Muzeum Wsi Bukowińskiej
Mam z tym miejscem kłopot, bo z jednej strony uwielbiam skanseny. Lubię ten zapach zakonserwowanego drewna, lubię przeszłość, która wyziera spode desek. Ale muzeum usytuowane w bezpośrednim sąsiedztwie bloków, deczko mi nie pasuje to raz, a dwa… niektóre… hmmm instalacje jednak budziły we mnie lekki śmiech.
Sześć hektarów powierzchni i 80 różnego rodzaju budynków, przeniesionych tu z okolic Suczawy, wszystko po to, by pamięć o tym, jak żyła bukowińska wieś, nie zaginęła. Dlatego są tu i biedne chatki, ale również duże gospodarstwa bogatych chłopów. Są rzecz jasna również wszystkie budynki, które powodowały, że okolica była samowystarczalna, bo czy można się np. obyć bez młyna? Wszak jak jest zboże, musi być i mąka. Dlatego nad małym potokiem stoi młyn, z kołem wodnym i rzecz jasna wyposażeniem w środku. Wszystko odsłonięte na tyle, byśmy mogli się zapoznać z funkcjonowaniem takiego zakładu.
Czymże by była wieś bez kościoła i tradycji? Dlatego jest też świątynia, która wcześniej stała w miejscowości Vama i którą zbudowano w 1783 roku! A skoro jest coś dla ducha, to musi się znaleźć coś dla ciała. Uwierzycie, że nieopodal kościoła ustawiono aparaturę do pędzenia bimbru? Nic tylko robić zacier i rozpoczynać produkcję!
Ale co miałem na myśli, pisząc, że chwilami ogarniał mnie lekki śmiech. Otóż idąc obok jednej chaty, z jej środka dobiegało mnie jakieś zawodzenie. Wchodzę a tu na środku izby leży chłop na desce, a dookoła niego stoją baby w odświętnych chustach. Z głośników leci zawodzenie. Ja wiem, że to powinno wyglądać patetycznie, ale było raczej zabawne. W kontrze do zawodzenia z głośników zanuciłem wesoło: Umar, Maciej, umar, juz lezy na desce, jakby mu zagrali podskocyłby jesce! 😀 Oj dana, oj dana, oj dana, oj daaana… 😀 Nucić mogłem do woli, bo skansen zwiedzałem prawie sam, nie było wielkiej konkurencji w zaglądaniu do zakamarków zabytków ludowego budownictwa i tradycji. Nawet obsługa była lekko pochowana 😉
Malowana cerkiew – monastyr św. Jana Nowego
Bukowina słynie z malowanych cerkwi, a ponieważ Suczawa była stolicą regionu, to także i tu taka cerkiew musiała powstać. I faktycznie jest, ale niestety malunki nie zachowały się do dziś na tyle dobrze, by robiły kolosalne wrażenie. Oczywiście, że są piękne, ale w porównaniu z tymi, które możecie obejrzeć w okolicy, to jest ledwie namiastka! Monastyr św. Jana Nowego jest taki, jak inne jeśli chodzi o zewnętrzną architekturę i na ścianach widać, że był tak samo pięknie zdobiony.
Wysoko pod dachem zachowały się postacie, tak samo jak w miejscach, które lepiej chroniły przed deszczem i śniegiem. Niestety w momencie, kiedy tu przyszedłem, w świątyni trwało nabożeństwo, zatem pozostało mi tylko obejść ją z zewnątrz i nie spojrzałem na podobno przepiękne freski, które są w środku. Żałuję, ale nie lubię ludziom przeszkadzać w ich sacrum, podczas gdy ja jestem z profanum.
Ale najpiękniejsze malowidła, które możemy zobaczyć, znajdują się tuż obok, na budynku mniejszym, skromniejszym, do którego tłum także walił drzwiami i oknami. Ok, oknami nie, ale drzwiami i owszem i jeśli się nie mylę, było to coś w rodzaju naszej zakrystii, bo w środku można było kupić różne dewocjonalia. Dla mnie jednak najpiękniejsze było to co z zewnątrz czyli freski. Zresztą, sami spójrzcie.
I to by było na tyle, jeśli chodzi o „moją” Suczawę. Pewnie dałoby się znaleźć jeszcze kilka wartych uwagi miejsc, jakieś muzeum, park, cokolwiek. Ale i tak nie zmieni to postaci rzeczy, że Suczawa to po prostu betonowe, brzydkie miasto. Na szczęście jest to też fantastyczna brama do całej Bukowiny. Jest stacja kolejowa, jest dworzec autobusowy, wreszcie są biura podróży, w których możemy zamówić nawet indywidualną wycieczkę po okolicznych wioskach. Wszystko zależy od zasobności naszego portfela. Przy odrobinie uporu, tak jaki wykazałem ja, udało mi się dostać, bez własnego samochodu, nawet do zabytkowej kopalni w miejscowości Kaczyka, zamieszkiwanej przez polską mniejszość.
Ja wiem, że do Suczawy wrócę, bo malowane cerkwie Bukowiny zrobiły na mnie tak duże wrażenie, że na pewno będę chciał zobaczyć je jeszcze raz. Tym bardziej, że niestety kiedy oglądałem część z nich, lał deszcz… Jest powód, by wrócić do Rumunii. I to zapewne wielokrotnie.
1 Comment
Pięknie miejsce! Uwielbiam takie wpisy! Zawsze człowiek się czegoś nowego dowie 🙂