Jak to jest spędzać święta z dala od domu? Właśnie trwają święta Bożego Narodzenia, jedno z najbardziej rodzinnych świąt. Nie wszyscy spędzają je razem z rodzinami i wśród nich jest także grono podróżników.
W czasie świąt spotykamy się z rodzinami, z najbliższymi, składamy sobie życzenia, wśród nich także życzenia dalekich podróży. Życzymy sobie odwiedzenia zakątków świata, które do tej pory były nam znane ze stron portali, z blogów podróżniczych, slajdowisk i opowieści znajomych. Słowem: życzymy sobie spełnienia marzeń. Są też jednak tacy, którzy w ten świąteczny czas akurat te marzenia wprowadzają w czyn, są tysiące kilometrów od rodzin, od znajomych i od całej atmosfery, która towarzyszy przygotowaniom do świąt. Kiedyś byłem wśród nich, ale w święta wielkanocne i przyznam, że do tej pory tylko raz spędzałem święta z dala od domu
Tak się składa, że święta to zazwyczaj dwa dni wolnego, czyli można przedłużyć sobie urlop, biorąc mniej wolnego z przysługującej nam co roku puli wolnego (jeśli mamy etat). Myśląc tymi kategoriami skorzystałem z okazji i kupiłem bilet do Nepalu na czas Wielkanocy. W kwestiach religijnych ponoć to najważniejsze święta, ale w świadomości polskiej najistotniejsze jest jednak Boże Narodzenie. Dlatego nie zastanawiałem się długo, uznałem, że te „gorsze” święta mogę odpuścić bez większej szkody i żalu. W planach miałem zwiedzanie Doliny Kathmandu, trekking do Annapurna Base Camp a potem lenistwo w Parku Narodowym Chitwan. Zajęć i miejsc aż nadto, by skupić się na nich, a nie na myśleniu o tym, gdzie jestem i że heeen kilka tysięcy kilometrów ode mnie rodzina właśnie szykuje się do świąt.
Kiedy w Polsce święta Wielkanocy zbliżały się szybkimi krokami, ja szybkimi krokami przemierzałem szlaki wiodące do stóp Annapurny. Zamiast myśleć o tradycyjnym białym barszczu, skupiałem się raczej na frytkach i ryżu, którymi dopychałem się wieczorem po dojściu do lodgy na nocleg. I nie było to jakoś szczególnie uciążliwe psychicznie, moje myśli krążyły dookoła kolejnego dnia trekkingu, tego co mnie czeka i czy znów będzie lało czy tylko padało.
Właściwe święta Wielkiej Nocy zastały mnie po zejściu z Himalajów, zastały mnie w Pokharze, złapały mnie na lenistwie, na szwendaniu się z kąta w kąt i rozmyślaniu o tym, że co roku ten czas spędzam zupełnie inaczej. Że może powinienem być teraz gdzieś indziej, że powinienem zadzwonić i pogadać z rodziną. I wyliczałem o której zadzwonić, by wstrzelić się w czas, kiedy to rodzina zdążyła wrócić już z kościoła i kiedy to przynajmniej mój głos zagości w Domu. I nie powiem, to była całkiem miła rozmowa, ale wciąż rozmowa, a nie obecność.
I tak sobie myślę, że teraz z perspektywy czasu zapewne nie zdecydowałabym się na święta poza domem. Być może, gdyby to miała być poważna wyprawa, wymagająca kilku miesięcy jazdy, ponownie zdecydowałabym się na rezygnację z tych „mniej ważnych świąt”, jednak wiem, że świąt Bożego Narodzenia na pewno bym nie opuścił, że ten czas chcę i wolę spędzać z rodziną, z najbliższymi. Że wolę odpowiadać na sms’y z własnego łóżka czy fotela, że chcę rano pogadać przez telefon ze znajomymi, a wieczorem zasiąść do stołu z Rodziną. Że chcę znaleźć pod choinką prezenty, że powygłupiamy się z kimś kto w tym roku będzie Mikołajem, albo to ja założę czerwony kostium i czapę. I to ja będę dzielił i rządził 🙂
Czy jednak na pewno wykluczam wyjazd w świat podczas świąt Bożego Narodzenia, spędzenia kolejnych świąt z dala od domu? Pewnie znalazłyby się wyprawy, które złamałyby moją pewność, jednak również prawie pewien jestem, że byłyby to wyjazdy blisko nazwy „podróż życia”. Bo jednak w święta miejsce człowieka jest blisko tych, z którymi chce świętować. Święta to nie jest czas, kiedy chce się być z dala od domu. A najczęściej najbardziej związani jesteśmy z rodziną, a tę ciężko w całości zabrać ze sobą w podróż.