Sybin był pierwszym miastem w Rumunii, do którego trafiłem na dłużej i z premedytacją. Pierwsze miasto, od którego zaczęła się moja rumuńska przygoda. I to był bardzo dobry wybór. Przypadek? Być może, ale fajne chwile często są dziełem przypadku.
Sybin w pigułce, najważniejsze informacje
- Podnoście głowy do góry, bo Sybin słynie z charakterystycznych okien dachowych. Oczy, które „patrzą”
- Najważniejsze miejsca do zobaczenia to: Duży Rynek, Dolne Miasto, ratusz z wieżą widokową, piękny pasaż schodów. W dość przaśnym Muzeum Etnograficznym są przepiękne rzeźby w kości słoniowej.
- Most Kłamców podobno zawali się, jak przejdzie po nim kłamca. Ale to kłamstwo! 😉 Za to most jest piękny i pięknie obsadzony kwiatami.
- Restauracje: Bardzo polecam Wam obiad lub kolację w Kulinarium na Małym Rynku. Dobre ceny, dobra jakość i jeszcze lepsza obsługa.
- Nocleg: Bardzo, ale to bardzo polecam wspaniały nocleg w Casa Wagner. Czysto, wielkie pokoje, doskonałe śniadanie, blisko na stare miasto. Parking na ulicy pod apartamentami. Polecam z doświadczenia!
Tańszą, ale dobrą opcją (spałem w niej za pierwszym razem) jest Schick Apartment który mieści się kilkaset metrów od starego miasta.
Pierwsze chwile w mieście
Pierwsze chwile w Sybinie był to, jak dla większości turystów, dworzec kolejowy, z którego od razu skierowałem się do wynajętego apartamentu. I od razu było zdziwienie, bo miasto drżało. Dosłownie! Nie było to trzęsienie ziemi ale basy, który pochodziły z jakiegoś koncertu. Okazało się, że to część odbywającego się w Sybinie festiwalu. Rynek wręcz pękał w szwach, a trzeba Wam wiedzieć, że Duży Rynek nie jest małą przestrzenią (Sybin ma dwa rynki, o czym poniżej). Na scenie występowała jakaś gwiazda, a tłum śpiewał wraz z nią.
Popędziłem zrzucić plecak do apartamentu i co sił w nogach wróciłem. W końcu rzadko kiedy przez przypadek trafia się w środek koncertu. Niestety gwiazda w międzyczasie się zmieniła, a ta która właśnie śpiewała jak na mój skromny słuch, fałszowała własne piosenki. O celowy zabieg jej nie podejrzewam. Ale chyba słoń mi na ucho nie nadepnął, bo ludzie też przestali się bawić. Zabawa skończyła się nagle i z innych przyczyn.
Koniec nastał w ciągu dwóch minut, kiedy z pojedynczych kropelek deszczu nagle powstała ściana wody. Zanim dobiegłem do pierwszej bramy, do której się zmieściłem, byłem już całkowicie mokry. I chociaż do apartamentu miałem raptem kilkaset metrów, odcinek pokonywałem ponad pół godziny, chowając się od bramy do bramy. Jak widzicie moje wrażenia z Sybina są jak z filmów Hitchcocka. Najpierw trzęsienie ziemi, a potem akcja się rozwija 🙂 Na szczęście rano czekało na mnie czyste niebo i piękne miasto do zwiedzania.
Kilka ciekawostek na temat Sybina
- W 1292 roku otworzono w Sybinie pierwszy w Rumunii szpital
- W 1494 roku powstała pierwsza apteka
- W 1544 roku wydrukowano pierwszą w Rumunii książkę
- W 1797 roku Samuel Hahnemann otworzył swoje laboratorium czarnoksięskie… eee znaczy homeopatyczne, ale to w sumie to samo
- W 1817 roku otworzono pierwsze w Rumunii muzeum
- W 1989 roku planowano wyburzyć całą sybińską starówkę, bo jakoby kojarzyła się z Niemcami. Wszak zamieszkujący tu przez wieki Sasi pochodzili z Niemiec
Zwiedzając atrakcje Sybina
Przed wyjazdem do Sybina szukałem o nim informacji i czasami pojawiało się takie porównanie, że Sybin jest jak nasz Kraków. Nic bardziej mylnego, te miasta są kompletnie inne, a przyrównywanie jednego do drugiego, to jakby powiedzieć, że świnia i krowa są podobne, bo mają cztery nogi. Nie jest to kłamstwo, ale zdecydowanie jest bez sensu. I absolutnie nie chcę powiedzieć, że Sybin jest brzydki! Co to, to nie! On jest po prostu klimatyczny i piękny swoją urodą, dla mnie ciekawszą niż wspomnianego Krakowa. Jego jasnych stron absolutnie nie trzeba się dopatrywać, są widoczne na pierwszy rzut oka. I chyba dlatego Sybin zaliczany jest do głównych atrakcji Rumunii.
Oczy Sybina – dachy, które patrzą
Chodząc po mieście trudno czasami oprzeć się wrażeniu, że jest się inwigilowanym. Wszystko dlatego, że na dachach domów bardzo często budowano okna, do złudzenia przypominające przymrużone oczy. Miało to jednak głęboki sens. Ponieważ Sybin był miastem handlowym i rzemieślniczym, maksymalnie trzeba było wykorzystywać dostępną wewnątrz murów powierzchnię. Dlatego właśnie strychy bardzo często robiły za magazyny. A jeśli magazyn, to aby składowane tu towary nie pleśniały, musiały leżeć w dobrze wentylowanym miejscu. I temu właśnie służyły te małe, wąskie okienka w dachach.
Muzeum Etnograficzne – dziura w czasie
Zwiedzanie Sybina zacząłem dość nietypowo, bo od wizyty w Muzeum Etnograficznym imienia Franza Bindera. Nie powiem Wam dlaczego akurat od tego miejsca, chyba dlatego, że… było otwarte i właśnie przechodziłem obok. Powód dobry, jak każdy inny. I wierzcie mi, że miejsce to jest na swój sposób magiczne. Po pierwsze byłem jedynym zwiedzającym. Najpierw przywitała mnie pustka, a po kilku minutach nawoływania, pojawił się stróż, wyraźnie zaskoczony moją obecnością. Bo, jak to?! Turysta w muzeum?! Ponieważ chciałem uczciwie kupić bilet, zaczęło się gorączkowe poszukiwanie kogoś, kto ten bilet może mi sprzedać. Chwila nerwowości i oto jest i kustosz! Najpierw chwila jak w Polsce, czyli nie miał wydać z banknotu, ale potem było już w wehikule czasu!
Wierzcie mi, że to muzeum jest niemalże żywcem wyjęte z lat 70’tych. Tu po prostu zatrzymał się czas. To czuć w powietrzu, to widać w gablotach i tylko kustosz nie pasował jakoś do tego klimatu, bo wyraźnie zaskoczony i zadowolony z mojej obecności, nie odstępował mnie niemal na krok. Gorzej, że ja nie mówiłem po rumuńsku, a on ani po angielsku, ani polsku lub nawet rosyjsku. Za to dobrze mówił po niemiecku, zatem tak sobie gawędziliśmy, ja po angielsku a on po niemiecku. Nie omieszkałem mu nawet wytknąć, że w przykładowej, odwzorowanej sali lekcyjnej, jaka zaprezentowana została w podziemiach wisi mapa, na której granice państw są z lat dziewięćdziesiątych 🙂
Ale prawdziwe skarby muzeum są na piętrze, bo tam w gablotach umieszczone są niezliczone prezenty, jakie Rumuński władca Nicolae Ceausescu otrzymywał od zaprzyjaźnionych lub odwiedzających Rumunię prezydentów innych krajów. Wierzcie mi, że podarki z Afryki są magiczne, a kość słoniowa jest wdzięcznym tworzywem do rzeźbienia. To trzeba zobaczyć, resztę muzeum można pominąć. I nie będą Wam nawet przeszkadzały te brzydkie gabloty.
Muzeum Historii Farmacji w Sybinie
Muzeum Historii Farmacji to instytucja, której absolutnie odwiedzać nie musicie. Jeśli wiecie, jak wyglądała stara apteka, to tu nie będzie niczego innego. To miejsce dla mnie jest ciekawe z dwóch powodów. Po pierwsze: doświadczyłem kuriozum, którego nie widziałem już dawno, oto bilet pozwalający na robienie w muzeum zdjęć kosztował ponad sto złotych, wielokrotnie więcej niż bilet wstępu! I nie, tu nie ma złota do fotografowania ani innych precjozów. To co istotne, to że w tym budynku działała trzecia pod względem powstania apteka w mieście, założona około 1600 roku apteka „Pod Czarnym Niedźwiedziem”. W środku rzecz jasna zobaczymy mnóstwo menzurek i starej aparatury do mieszania dekoktów i innych wywarów. W sumie podobno jest tego około 6000 sztuk. Uzbierało się przez lata.
Ciekawostką jest, że w tym budynku niejaki Samuel Hohnemann zrobił podwaliny pod medyczne hochsztaplerstwo czyli tak zwaną homeopatię – pojęcie, które jakoby dawało wodzie pamięć i pozwalało leczyć niesamowicie rozcieńczonymi roztworami. Cóż, nie wiem, czy jest się czym chwalić, ale skoro mówię o faktach związanych z budynkiem, to tego pominąć nie mogę.
Most Kłamców, czyli legendy kłamią
Kolejną atrakcją Sybina, czy też po rumuńsku Sibiu, jest Most Kłamców. Powiem Wam, że obwieszony girlandami kwiatów ta metalowa konstrukcja wygląda po prostu zjawiskowo. Niby żeliwo, ale jakieś takie zwiewne widać, że mistrzowie z XIX wieku znali się na swoim fachu i zwracali uwagę nie tylko na walory użytkowe. Most przebiega nad ulicą zbiegającą do Nowego Miasta, do tej dzielnicy, gdzie dawniej mieściło się rzemiosło. Ale wracając do legendy: Legenda o moście kłamców kłamie! Oto głosi ona, że jeśli po moście przejdzie kłamca, to ten w cudowny sposób się zawali.
Specjalnie naraziłem się na niebezpieczeństwo i idąc po nim gorąco mamrotałem pod nosem najwierutniejsze kłamstwo, jakie mi przyszło do głowy: Jestem najprzystojniejszym mężczyzną na świecie!!! I wiecie co? Nic się cholera nie zawaliło! Ale co się dziwić, skoro po moście chodził nawet rumuński dyktator z lat komunizmu czyli Nicolae Ceaușescu. Ale na moście warto się zatrzymać, bo przepiękny stąd widok na Mały Rynek i knajpki ukryte w podcieniach.
Wieża Ratuszowa czyli muzeum z widokiem
Ale dość siedzenia na mniejszym rynku, czas pomyśleć o tym większym. Najprościej jest dojść do niego przez przejście pod Wieżą Ratuszową. Kiedyś była to część umocnień saskiego Sybina, ale z czasem zatraciła tą funkcję. Tak samo jak to, że była więzieniem i strażnicą, z której wypatrywano niebezpieczeństw w tym pożarów miasta. Dziś w wieży mieści się muzeum, gdzie na siedmiu piętrach budowli znajdują się jakieś eksponaty. Czasami kiczowate jak kat stojący przy katowskim pieńku, ale najciekawiej jest na ostatnim piętrze.
Z tego miejsca, przez okna zobaczycie przepiękną panoramę Sybina. Mały i Duży Rynek. A w oddali także nowoczesną zabudowę, ale na nią spuśćmy zasłonę milczenia. Z tego miejsca szczególnie uroczo wyglądają czerwone dachy miasta i okna dachowe, do złudzenia przypominające śledzące każdy ruch oczy.
Duży Rynek – serce Sybina
Wyjdźmy zatem na Duży Rynek, nie wiem, czy Rumunia ma wiele tak klimatycznych miejsc, ale nie bez powodu Sibiu jest uznawane za jedno z najładniejszych miast w całej Rumunii. Dookoła placu stoją pięknie odnowione domy, czyli obstawiam, że widzimy tu zbawienny wpływ pieniędzy z Unii Europejskiej. I na tym tle zobaczymy setki przechadzających się turystów i miejscowych. A na wszystko z dachów „patrzą” wspomniane wyżej oczy na dachach.
Przechadzając się po Rynku po prostu popatrzcie po fasadach i podziwiajcie kunszt dawnych mistrzów. Warto przyjrzeć się na przykład budynkowi pod numerem 10 czyli Casa Haller, chociaż wasz wzrok i tak powędruje do najbardziej wystawnego budynku i przy okazji świetnie odnowionego, wręcz błyszczącego nowością: to Ratusz w Sybinie. Co poradzić, że władza zawsze lubiła pokazywać, że ją stać 🙂 Lubiła, lubi i lubić będzie.
Za to naprzeciwko Ratusza, znajduje się Muzeum Brukenthala. W środku usytuowane jest muzeum sztuki, które zgromadziło skarby, którymi mogłoby się pochwalić niejedno „zachodnie” muzeum. Ale nie ma się czemu dziwić, bo kolekcję gromadził w XVIII wieku Samuel Brukhental czyli gubernator Siedmiogrodu. Przyznaję, że znawcą sztuki nie jestem, zatem do środka nie wszedłem. Jakby to była filharmonia, to co innego… Wracając jednak do samej instytucji muzeum: Swoje podwoje otworzyła w 1807 roku i Rumuni lubią podkreślać, że było to siedem lat przed brytyjską National Gallery. Wychodzi na to, że Rumunia była kulturalniejsza niż bogatsza wtedy Wielka Brytania. Ok, teraz też na pewno wielokrotnie bogatsza 🙂
Stary Ratusz
Pora zatem wyjść z Dużego Rynku i przejść dalej w kierunku Starego Ratusza z XV wieku. Z zewnątrz budynek jest dość niepozorny, ale warto przejść przez całkiem pokaźną bramę i wejść na piękny dziedziniec. Jest to co prawda płatne, ale na pewno nie będziecie żałowali, bo przecież nie można tylko „zwiedzać z zewnątrz”. W budynku mieści się Muzeum Historyczne, zatem jeśli lubicie tego typu miejsca, droga wolna.
Pasaż Schodów
Ja wybrałem inny kierunek, po prawo zobaczycie schodzące niżej, niepozorne na pierwszy rzut oka schody. Skierujcie się tam, bo w tym miejscu znajduje się jedna z najbardziej klimatycznych atrakcji Sybina. Pasaż Schodów, powstał on w XIII wieku i to w sumie przez przypadek – między dwoma liniami obronnymi miasta.
Biegnące tu pod gotyckimi podporami schody łączą Dolne i Górne Miasto. Klimatycznie jest i spacer w cieniu podpór i starych domów daje sporo frajdy. Także po zejściu nagroda jest warta uwagi, bo kiedy będąc na dole podniesiemy głowę, bo przed nami przepiękna średniowieczna panorama z kościelną wieżą jako punktem centralnym.
Spacer po Dolnym Mieście
I kiedy już doszliśmy do miejsca, w którym zaczął się Sybin, warto po nim pospacerować. Tak, najpierw powstało Dolne Miasto, dopiero potem powstała jego druga, górna część. Cóż, miasto się rozrastało, zatem do dziś nie przetrwało wiele z dawnych umocnień, ale spacerując po uliczkach wciąż mamy szansę natknąć się na kilka pozostałych baszt z dawnego sytemu obronnego. Polecam spacer po tym terenie, bo turystów tu niewielu, nie ma też nastawionych na nich turystów. To miejsce, gdzie się po prostu żyje. Troszkę jak w skansenie, ale na pewno ma to swój klimat. Dobra, dla mieszkańców nie jest to pewnie aż tak atrakcyjne, ale ja bym chciał…
Kościół Ewangelicki w Sybinie
Jak na średniowieczne miasto z kilkusetletnim rodowodem przystało, także i Sybin ma wiele kościołów. I ponieważ było to miasto zamieszkałe przez Sasów, a ci jak wiadomo przybyli z terenów Niemiec, to i reformacja na tych ziemiach miała się znakomicie. I z tego też powodu jeden z najwspanialszych kościołów w Sybinie należy do protestantów, a mówię tu o kościele Najświętszej Marii Panny. Po pierwsze nie miałem szczęścia, bo z zewnątrz świątynia właśnie była remontowana. Po drugie nie miałem szczęścia, bo nie wiem dlaczego, ale główna nawa świątyni nie była otwarta. Ale było o tyle dobrze, że wejść można było do części, gdzie jest możliwość obejrzenia przepięknych płyt nagrobnych.
I co najważniejsze można było wejść na wieżę, a każdy wie, że turyści lubią się pchać tam, gdzie wysoko. To i poszedłem. Widok z góry? Popatrzcie tylko na zdjęcia! A jak już zszedłem, pozwoliłem sobie by zajść do leżącej przy tym placyku Cafe Wiedeńska na kawę i ciastko z widokiem na Dolne Miasto. Zresztą ten placyk, to jedna z najbardziej klimatycznych części Sybina i warto tu spędzić przynajmniej kilka chwil, zanim pójdziemy zwiedzać Sybin.
Dawne mury obronne Sybina
Na szczęście z dawnych umocnień do dzisiejszych czasów przetrwała nie tylko Wieża Ratuszowa, ale także kilka innych miejsc obronnych. Jeśli na mapie odnajdziemy Park Cytadeli (Parkul Cetati), to będziemy we własciwym miejscu. Tu zachował się fragment starych murów wraz z basztami (Baszta Garncarzy, Baszta Arkebuzerów). Krótki jest to odcinek, ale na pewno urokliwy. Na co dzień nie ma tu zapewne tłumów, ale w czasie kiedy ja zwiedzałem Sybin, akurat odbywał się tu festiwal foodtrucków.
Było tłoczno, było radośnie, głośno a przede wszystkim w powietrzu unosiła się woń zapachów. A w uszach dźwięczała muzyka. I kiedy już będziemy w tym miejscu, warto pójść kawałek dalej i wyjść w kierunku nieodległej ulicy. Z tej perspektywy najlepiej będzie widać Grubą Basztę. W niej w 1788 roku otwarty został pierwszy w Sybinie miejski teatr.
Pora opuścić miasto. Z żalem, bo doskonale się tu czułem, Sybin ma świetny klimat, dokładnie taki jak lubię. I pożegnanie też było klimatyczne, kiedy o świcie przemykałem pustymi ulicami, a jedynym „żegnającym” mnie, był ksiądz, którego ujrzałem przez otwarte drzwi kościoła. Własnie przygotowywał się do porannej mszy. Ja zaś tuż obok starej synagogi, pamiątce po żydowskiej wspólnocie Sybina szedłem w kierunku dworca kolejowego. Dziś postanowiłem dotrzeć do Sighisoary. Ale najpierw zaplanowałem przystanek w Biertanie. Chociaż przez przypadek zwiedziłem jeszcze zjawiskowy Medias.
Co robić wieczorem w Sybinie
Pewnie Was nie zaskoczę, jeśli powiem, że warto usiąść w którejś knajpce na Dużym Rynku i po prostu miło spędzać czas na obserwacji przechodniów i rozmowie. Chociaż ja wolałem pójść na Mały Rynek, bo tam pod numerem 27 znajduje się pub Nod, gdzie można spróbować kraftowego rumuńskiego piwa. Miejsce o tyle interesujące, że obsługa nawet zna się na tym, co ma w butelkach i umie o nim opowiedzieć. Aha kolejnym klimatycznym miejscem jest deptak, jaki odchodzi od Dużego Rynku, tu siedzą zarówno turyści jak i lokalna ludność.
Nocleg w Sybinie
Sybin to duże miasto i ze znalezieniem noclegu nie powinniście mieć problemu. Warto jednak zarezerwować coś wcześniej, by mieszkać w takich warunkach, na jakie mamy ochotę. I przede wszystkim za rozsądną cenę.
Ja mogę Wam polecić nocleg, z którego ja korzystałem. Schick Apartment mieści się kilkaset metrów od rynku i zabytków Sybina. Stosunek cena do jakości jest dobra, a jeśli dobrze pamiętam, to w gratisie była też kapsułka kawy, by poranek był przyjemniejszy.
Jeśli jednak chcecie czegoś na jeszcze wyższym poziomie, to bez problemu. Sybin jest tanim miastem, jeśli o noclegi chodzi. Ja najbardziej i GORĄCO polecam zatem Rosen Villa Sibiu – sporo tu blichtru, ale wysmakowanego. Doskonała jakość za dobrą cenę i smaczne śniadanie w cenie. Sprawdźcie sami.
Pisząc artykuł korzystałem ze stron:
Romania Tourism; Narodowe Muzeum Brukenthal; Mywanderlust; oraz z informacji turystycznych umieszczonych przy zabytkach w mieście.
3 komentarze
Och, gdybym mogła w magiczny sposób teleportować się do Rumunii… Sybin przypomina mi momentami Tallin.
Właśnie jestem w Sybinie, miasto jest przepiękne, dla mnie najładniejsze w Rumunii🤩
Właśnie jestem w Sybinie, miasto jest przepiękne, dla mnie najładniejsze w Rumunii🤩. Ładniejsze nawet od Oradei