Azja Laos

Tajna wojna USA czyli Laos zasypany bombami

Pięciolatek nagle wyrwał się mamie i przebiegł jakieś trzy metry w prawo, pobiegł w prawo od drogi, przebiegł przez niskie zarośla, tyle wystarczyło. Te kilkanaście kroków na krótkich jeszcze nóżkach zaważyło na jego życiu. Wszedł na niewybuch, na „bombies”. Niewybuch z „Tajnej wojny” USA, ta tajna wojna kosztowała dziecko nogę. Jego życie zmieniło się w jednej chwili. Chociaż miał szczęście, bo wiele osób nie przeżywa spotkania z historią.

Tajna wojna USA

Laos jest usiany historią na prawie całym swoim terenie. Przypomnijcie sobie II wojnę światową w Europie, a teraz wyobraźcie sobie, że porównując wszystkie bombardowania jakie były w tym czasie, to nic w porównaniu z tym, jak bombardowany był Laos przez USA niejako „przy okazji”. Przy okazji wojny w Wietnamie rzecz jasna, bo to przez Kambodżę i Laos szły szlaki zaopatrzeniowe pomiędzy północnym i południowym Wietnamem. Amerykanie postanowili przerwać tę drogę zwaną Szlakiem Ho Chi Minha. Niestety dla nich a także Laotańczyków nie okazało się to łatwe, bo szlak wiódł przez niedostępne dżungle, chwilami przenosił się na rzeki i był doskonale zamaskowany.

Amerykanie bombardowali w większości na ślepo. Zrzucali bomby na wioski, zrzucali bomby na pola, zrzucali kiedy wydawało im się, że widza drogę, bombardowali, kiedy widzieli ludzi. Podczas „Tajnej wojny” zalali kraj stalą, ołowiem, napalmem. W trakcie trwania operacji czyli w latach 1965-1973 samoloty USA przeprowadziły niespotykaną nigdy wcześniej ilość operacji lotniczych. Umiecie sobie wyobrazić 580 000 nalotów podczas których zrzucono ponad 2 miliony ton bomb, potraficie policzyć do 270 milionów, bo tyle mniej więcej sztuk bomb Stany Zjednoczone Ameryki Północnej zrzuciły na Laos?

Bomby kasetowe zrzucane przez USA na Laos
Bomby kasetowe zrzucane przez USA na Laos. Mniej więcej tak wyglądały, kiedy leciały z nieba. Ten kto to widział, nie miał szans o tym opowiedzieć…

Operacja była przeprowadzona na niespotykaną nigdy wcześniej skalę i pochłaniała niesamowite środki finansowe. Każdego dnia kosztowała 2,2 miliona dolarów – ówczesnych dolarów, które były warte o wiele więcej niż obecnie. Jak informują broszury w muzeach poświęconych minom w Laosie, średnio co 8 minut przez 9 lat dokonywany był jeden nalot – więcej oczywiście w porze suchej, mniej w deszczowej, kiedy samoloty nie mogły wygodnie operować i miały gorszą widoczność. Rzecz jasna nie całe terytorium Laosu było bombardowane równomiernie, zatem są dystrykty, gdzie naloty są pojedynczymi kropeczkami, ale są też i takie, które po prostu są czerwonymi obszarami, wszystkie kropki, którymi zaznaczono naloty, zlały się w jeden kolor. Tam częściej można było w ziemi znaleźć stal niż cokolwiek do jedzenia, ziemia częściej odbierała życie, niż żywiła.

Mapa bombardowań Laosu podczas Tajnej wojny
Mapa bombardowań Laosu przez samoloty USA podczas „Tajnej wojny”

Najgorsze z tego co się wtedy stało, było zrzucanie wciąż udoskonalanych nowych typów broni, do jakich zaliczało się wówczas bomby kasetowe. Te „zabawki” nie są zwyczajnymi bombami, które walną o ziemię, wybuchają, zabijają. To by było za proste. One wybuchają przed uderzeniem w ziemię i podczas tego wybuchu wyrzucają z siebie mniejsze bombki zwane zdrobniale „bombies”. I to dopiero te maleństwa spadają na ziemię, spadają na o wiele większy obszar niż raziłaby bomba matka. Sieją o wiele większe zniszczenie, zabijają o wiele skuteczniej.

Na nieszczęście jednak technologia zapewne dopiero raczkowała i jedna trzecia zrzuconych na Laos bomb nie wybuchła. Niestety, bo te niewybuchy zaczęły eksplodować później. Wyobraźcie sobie ponad dwa miliony ton bomb, 270 000 000 sztuk, z których szacuje się, że jedna trzecia nie wybuchła? Ta jedna trzecia to około 80 milionów sztuk. Zarówno małych, jak i tych ogromnych. Te miliony wybuchają do dnia dzisiejszego, a wydawałoby się, że wojna zakończyła się kilkadziesiąt lat temu. Zresztą sama nazwa Tajna wojna wiele mówi o tym, co się działo. USA przyznało się do tej operacji dopiero 15 maja 1997, czyli kilkadziesiąt lat po wojnie!

Przez te kilkadziesiąt lat zrzucone bomby wciąż urywały nogi, ręce, zabijały, oślepiały. W zależności w jakiej sytuacji dochodziło do detonacji. Szacuje się, że w latach 1964-2011 ponad 50 000 osób zostało zabitych lub okaleczonych przez pozostające w ziemi niewybuchy. Co ważne, Amerykanie nie przysłali do Laosu swoich specjalistów, by rozminowali teren. Za to wzięły się inne narody, ale prędkość rozminowywania Laosu jest bardzo niska i przy obecnej wydajności ostatnia mina czy bomba zniknie za około sto lat. Jak zawsze prościej jest coś popsuć, a do naprawy nikt ze sprawców się nie garnie. W końcu przez wiele lat twierdzili nawet, że ich przecież wcale tam nie było.

Muzea UXO – świadectwa wojny USA

Rzeźba wykonana z bomb (Laos)
Rzeźba wykonana z bomb (Laos)

Nie byłem (niestety) w żadnej wiosce czy miasteczku, w której znalazłbym pozostałości po bombach, usłyszał detonacje wciąż rozminowywanych pól. Ale to zostawiam sobie na przyszłość, bo do Laosu chciałbym wrócić. Byłem jednak w muzeum UXO (unexploded ordnance) w Wientian. Nie jest to największe i multimedialne muzeum, w jakim byłem, ale w zupełności wystarcza, by zapoznać się z Tajną wojną i dowiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi – dlaczego zginęły setki tysięcy i dlaczego wciąż giną ludzie. A wcześniej przeczytajcie tę relację, bo warto, dowiecie się, jak wygląda likwidowanie niewybuchów i jak wyglądają tereny po bombardowaniach. Np. Phonsavan tuż obok Równiny Dzbanów.

Wczesnym porankiem czyli chwilę przed godziną 9 byłem już na terenie muzeum, poczekałem chwile na otwarcie, bo drzwi nie otworzyły się równo z wybiciem przepisowej godziny, ot Laos… tu czas jest czasami względny. Na szczęście nie było to również jakieś wielkie opóźnienie. Siedzenie w cieniu, wcale nie jest takie nieprzyjemne, zatem nie narzekałem. Nie narzekałem, bo w pewnym momencie zostałem zawołany, że oto można już wejść i zwiedzać. Wszedłem do klimatyzowanej, całkiem sporej sali muzealnej i oddałem się zwiedzaniu.

Bomby w muzeum UXO Wientian. Tajna wojna wciąż zbiera śmiertelne żniwo
Instalacja z bomb zrzucanych na Laos przez USA, by zlikwidować Szlak Cho Chi Minha

To co się rzuca w oczy od razu przy wejściu, to zawieszone na sznurku „kuleczki.” Niewielkie kulki nanizane są na sznurki, jak korale zwisające jeden przy drugim na straganach z pamiątkami dla turystów. Tylko że to nie są jakieś tam błyskotki, to co widzimy to prawdziwe pozostałości po niewybuchach. To są te słynne bombies, którymi Amerykanie zalali Laos. Setki śmiercionośnych maszynek do zabijania wiszą przed naszymi oczami, można je trącić, dotknąć, obejrzeć ze wszystkich stron.

Wiszą tak jedna przy drugiej, tak jak kiedyś leciały z nieba, by zabić jak najwięcej osób, by przeciąć Szlak Ho Chi Minha i przechylić szalę zwycięstwa na stronę USA. I tuż obok leży gruba księga, w niej są opisane wszystkie rodzaje bomb, jakie spadły na Laos. Nie zdajecie sobie sprawy, jak kreatywni byli Amerykanie w wymyślaniu coraz to nowych i doskonalszych typów. Każda strona to osobna bomba i zdjęcie wraz z opisem ile ważyła, ile miała ładunku wybuchowego i na ile bomb dzieliła się (jeśli się dzieliła) przed uderzeniem w ziemię. To bardzo gruba książka!

Bomby zrzucane na Laos przez USA podczas Tajnej wojny
Znalezione i rozbrojone bomby zrzucone przez USA na Laos podczas Tajnej wojny.

A potem mamy rekonstrukcję zwyczajnej chałupy laotańskiej, do której możemy zajrzeć przez okno. I zwróćmy też uwagę, że w tej chacie na podłodze również leżą bomby… Nigdy się nie wiedziało, czy wchodząc do domu po nalocie (o ile nasze schronienie w ogóle przetrwało), nie znajdziemy tam pozostałości w postaci żelastwa czyhającego na nasze życie. Nie o takie umieranie we własnym łóżku ludziom chodzi. A potem idziemy dalej, by przenieść się do efektów bombardowań. Oto przed nami protezy… rożne rodzaje. Ale nie liczcie na nowoczesność.

To przykład tego, jak ludzie usiłowali sobie radzić z niepełnosprawnością, wrócić do grona tych, którzy sami mogą się przemieszczać, jeśli mieli na tyle szczęścia, że mina czy niewybuch urwały im „tylko” jedną nogę. Bo w następnej części sali mamy opisy konkretnych przypadków. Dowiemy się, kto ucierpiał, kiedy i w jakich okolicznościach. I oto mamy przykłady tych, którzy wyszli na pole i nadepnęli na bombies (bombeczki), są też jednak opisani tacy, którzy odzyskiwali stal, z których zrobione były bomby. Zbierali, bo Laos to jeden z najbiedniejszych krajów świata, a w pobliskim Wietnamie skupowano dobre metale.

Opisy okaleczeń przez niewybuchy w Laosie
W muzeum UXO znajdziemy opowieści o ludziach okaleczonych przez niewybuchy.

A bomby USA robiło z porządnej stali, jak zabijać to przecież porządnie, na bogato! Ale ludzie zbierali też bomby, by robić z nich przedmioty codziennego użytku jak łyżki, talerze, widelce, doniczki, koryta dla świń, pale na których stały domy. Z niewybuchów można robić wszystko! Pod warunkiem, że najpierw wydłubie się z nich materiał wybuchowy. Nie zawsze to usuwanie kończyło się szczęśliwie. Dlatego część z tych, ktorzy dokonywali takich czynności skończyło okaleczonych – bez rąk, nóg… oślepieni. Wszystko na raz. Albo ginęli na miejscu jeśli mieli więcej szczęścia :/

Protezy nog w muzeum UXO
Protezy nóg w Muzeum UXO w Wientian

I na koniec ważna informacja: Jeśli jesteście w Laosie i zapuszczacie się w odludne tereny, z dala od domostw, pod żadnym pozorem nie wchodźcie na nieużytki! Nie schodźcie ze ścieżek, jeśli nie widzicie tuż obok pola uprawnego, śladów, że wcześniej byli tam ludzie. Miny i niewybuchy są w Laosie wciąż na wyciągnięcie ręki, wciąż giną od nich ludzie. Wciąż tracą oni nogi, a wysiłki saperów mimo że heroiczne są wciąż za małe, za wolne w stosunku do potrzeb. Ten kraj zalany milionami amerykańskich bomb wciąż nie jest rozminowany!

Oceń artykuł, jeśli Ci się podobał
[Ocen: 9 Średnia: 5]

Marzenia nigdy nie spełniają mi się same. To ja je spełniam! Dlatego jeśli tylko mogę, pakuję większy lub mniejszy plecak i jadę gdzieś w świat. Samolotem, autobusem, samochodem lecz najbardziej lubię pociągiem. Kiedyś często podróżowałem do Azji i na Bałkany. Dziś częściej spotkacie mnie w Polsce. Wolę też brudną prawdę niż lukrowane opowieści o pędzących po tęczy jednorożcach. Dlatego opisywane miejsca nie zawsze są u mnie wyłącznie piękne i kolorowe. Dużo pracuję zawodowo, a blog to po prostu drogie hobby, które sprawia mi przyjemność.

4 komentarze

  1. Mocny artykuł – liczby daję wyobrażenie o skali tych masakr. Przypomina mi trochę moje wrażenia z odwiedzin muzeum w Kanczabanuri (Tajlandia), gdzie przyjechaliśmy, aby zobaczyć słynny most na rzece Kwai – równie mocne przeżycie.

    • Mam plan, by kiedyś poświęcić się bardziej Tajlandii, bo póki co tylko przez nią przemykam. A jak już tam będę, to ten słynny most jest na mojej liście.
      Ale też jestem dość przygotowany na to, o czym piszesz. I że to nie ten gwizdany marsz, jaki znamy z radia…

  2. Pingback: Henry Kissinger i zbrodnie przeciwko ludzkości 1965-1977. | PrzemexBlog

  3. No więc siedzę sobie w firmie i czytam, że „wojska rosyjskie w Laosie będą pomagać w oczyszczaniu kraju z pozostałości bomb amerykańskich” i myślę – ciekawe, warto zgłębić temat. Wtem – pierwszy wynik w wyszukiwarce ♥

Write A Comment

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.