Co można powiedzieć o Travniku, o mieście w którym zaskoczyła cię ulewa? Czy można opisać miasto, którego nie zobaczyło się tak dobrze jak by się chciało? Coś zapewne można, spróbuję…
Travnik nie jest miastem na cały dzień zwiedzania i z takim też nastawieniem tu przyjechałem. Wracałem już powoli z wyjazdu na Bałkany i podążałem w kierunku Banja Luki, skąd miałem samolot powrotny do domu. Travnik, to nie jest duże miasto i wszędzie dojdziemy tu piechotą i ten plan wcieliłem w życie natychmiast po tym, jak tylko na dworcu autobusowym zostawiłem główny bagaż. Idąc na przysłowiowego czuja, na pewno nie zabłądzimy i także mnie nie udała się ta trudna sztuka. Powolny spacerek pozwala wchodzić w głąb nie tylko miasta, ale i stopniować znajomość jego historii.
Oto tuż po wyjściu z dworca kieruję się na wschód, w kierunku starszej części miasta i od razu trafiam na dwa stare osmańskie grobowce. To pozostałości po tureckiej okupacji tych terenów. Idę dalej ulicą Bosanską i obserwuję powolne, leniwe życie małego miasteczka. W kawiarniach standardowo, jak to na Bałkanach, siedzą ludzie i dyskutują nad filiżankami kawy. Mały tłok panuje także w cukierniach, bo jest ciepło, zatem matki z dziećmi kupują lody. By nie być gorszym i ja wyciągam kilka marek i kupuję dwie gałki. Uwagę koncentruję na wafelku i nagle nie wiadomo jak, okazuje się, że oto już prawie koniec Travnika, że doszedłem do końca części, która jest tym, co interesuje turystów. Dalej jest już tylko trasa na Sarajewo i… Plava Woda, ale tam planuję iść na samym końcu pobytu w mieście. Teraz chcę iść do zamku.
Zwiedzając zamek w Travniku
Spis treści
Idę wąską uliczką, która pnie się w górę, ruchu samochodowego nie ma żadnego, nie ma nawet ludzi, co może nie jest nawet dziwne, bo przecież zapewne są w pracy. Chociaż z drugiej stron dziwnym jest to, że nie ma też dzieci. Ale… kto by tam na zamek chodził? W końcu stoi tu już od kilku stuleci i postoi jeszcze kilka dalszych. Kamenie aż tak bardzo się nie niszczą, czego dowodem np. Angkor w Kambodży, ale to akurat zupełnie inna historia.
Z całego tego wspinania i oglądania zamku zapamiętałem najbardziej jedną chwilę, moment kiedy mój wzrok powędrował lekko w lewo i na szarym murze zobaczyłem wielki napis: „Srebrenicy nie zapomnimy”. Ten napis jest jak mantra, pojawia się w całej Bośni, jest jak wielki wyrzut całego tzw. zachodniego świata (a szczególnie Holendrów), który stał i patrzył się na masakrę kilku tysięcy Bośniaków dokonaną przez Serbów. I z tymi chmurnymi myślami skręcam do zamku.
Duży jest i kamienny, jak to zamki często mają w zwyczaju. Na wejściu kupuję bilet za (cena to 2,5 KM za bilet normalny, ulgowy – 1,5KM) i oto te wszystkie kamienie są tylko moje, bo okazuje się, że jestem tu jedynym turystą. Tak, Travnik nie cieszy się wielką popularnością, a szkoda. Zaglądam w każdy zakamarek, wchodzę na wszystkie mury i do każdej z wież. Okazuje się, że bardzo dobrze, że jedna z nich została odbudowana i przerobiona na muzeum. Dobrze też być pod dachem, bo to co na początku straszyło kilkoma kroplami wody lecącej z nieba, nagle staje się ścianą deszczu.
Wpadam do baszty i widzę, że za mną pędzi dwóch facetów, którzy jak się okazuje, robią mi tu konkurencję i odbierają przestrzeń podczas zwiedzania twierdzy ;). Ale dla wszystkich starczy miejsca. Spokojnie zwiedzamy wnętrza, czekając na przejście ulewy. Na ścianach wiszą zdjęcia starego Trawnika i grafiki przedstawiające okolice. Umila to czas, kiedy przy okazji wyglądania przez malutkie okno, które w zasadzie jest otworem strzelniczym, widać potop. Widać też, jak grube są kamienne mury.
Deszcz powoli przestaje padać, zatem wychodzę na zewnątrz z tymczasowego więzienia i korzystając z pogody, robię kilka zdjęć. Trzeba powiedzieć, że widok z zamku w Travniku może się podobać. Piękna górzysta, zielona okolica po horyzont, a bezpośrednio pode mną leży miasto. Widzę liczne meczety, bo naprawdę jest ich tu całkiem sporo, dostrzegam stare muzułmańskie cmentarze i tradycyjną zabudowę.
Co prawda nie da się ukryć tego, że jest tu też całkiem sporo nowego budownictwa i nie jest to tak spójne jak np. widok na Berat w Albanii, ale nie można mieć wszystkiego. Ponieważ nie wiadomo, czy bezdeszczowa pogoda się utrzyma, podążam ponownie w dół, ku głównym zabudowaniom miasta. Idę w okolice meczetu.
Kolorowy meczet w Travniku
Meczet Sulejmanije czyli Kolorowy meczet z XVI wieku to po zamku chyba największa atrakcja Travnika. Faktycznie pięknie pomalowany w roślinne wzory meczet nie jest codziennością. Będąc w Iranie czy Uzbekistanie, widziałem wiele meczetów, znaczna część z nich z zewnątrz była wyłożona pięknymi kafelkami (zazwyczaj błękitnymi), ale nigdzie nie widziałem meczetu pomalowanego polichromiami o motywach winnej latorośli. Miło się na niego patrzy!
Historia meczetu
Ciekawostką jest, że nie zachowała się pełna historia tego meczetu. Wiadomo, że pod koniec XVI wieku, meczet zbudował w tym miejscu Gazi-aga i pod taką tez nazwą był on znany. Aż do 1757 kiedy został on przebudowany od podstaw, a ze starego meczetu prawdopodobnie został tylko minaret. Nowa konstrukcja była unikatowa, bo łączyła cele świeckie i sakralne. Twórcy zbudowali bezistan czyli coś w stylu domu handlowego z 25 sklepami w dolnej części. Górna była na chwałę boga i służyła za miejsce modlitw. Co ciekawe, to do świątyni dociągnięto także wodociąg!
W 1815 roku w Travniku wybuchł pożar, pochłaniając także meczet. Jakoś tak się dzieje, że ludzie tuż po tym, jak odbudują własne domy, natychmiast biorą się za odbudowę świątyń. Tak samo było w Travniku. Nowy meczet wykorzystał to, co zostało ze starego. A zostało wiele, bo kamienne dolne piętro przetrwało pożar. Przywrócono mu zatem funkcję handlową, która trwa zresztą do dziś.
To wtedy budynek zyskał przepiękne wzory i zdobienia zarówno wewnątrz jak i z zewnątrz. Jeśli wejdziecie do środka (nie zapomnijcie ściągnąć butów!), zwróćcie uwagę na zdobienia mihrabu i nad mihrabem. Pięknie zdobione są też przestrzenie nad oknami i obok nich.
Kolorowy czy tez malowany meczet przeszedł w ostatnich latach gruntowny remont. W części dołożyła do niego Turcja, a część Bośnia i Hercegowina. To dzięki temu dziś kolory są żywe, a przechylające się części wnętrza, odzyskały dawny blask. Tak samo jak pęknięcia murów udało się cofnąć i zabezpieczyć.
Podobno w środku przechowywany jest cenny artefakt czyli zwitek włosów Mahometa! Interesujące w meczecie jest jeszcze to, że w przeciwieństw do standardowych meczetów, ten ma minaret nie po wschodniej, lecz po zachodniej stronie. W podcieniach świątyni urządzony jest przyjemny bazarek, co troszkę mnie zaskoczyło – ale to wieloletnia tradycja, jak przeczytaliście wyżej. Warto pokręcić się też po okolicy i zobaczyć pobliskie domy, w większości z nich na parterach są knajpki typu piekarnie, kawiarnie i restauracje. Ale całość sprawia wrażenie bardzo spójne. Wynikać to może z faktu, że Travnik jak mało które miasto w Bośni, uniknął zniszczeń podczas wojny domowej. Nie toczyły się tu ciężkie walki, a co za tym idzie, miasto nie zostało zniszczone tak, jak np. Mostar czy nieodległa Banja Luka.
Z ciekawostek: Trawnik podobno jako jedyny w Bośni ma dwie wieże zegarowe, chociaż szczerze powiedziawszy średnio to interesujące. Może chcą aż tak bardzo mierzyć czas, bo tylko szczęśliwi czasu nie mierzą?
Na koniec wyskoczyłem kilkaset metrów dalej na zachód, bo tam mieści się Plava Voda, czyli strumyczek, który z całkiem sporą siłą spływa poprzez liczne sadzawki. Całkiem to ciekawe, bo w każdej sadzawce zobaczmy ryby. Dobrze upasione sztuki, które w tej płynącej wodzie czują się… jak ryba w wodzie 🙂 Wody jednak mam aż nadto, bo właśnie zaczyna padać. Pora uciekać.
Idę na autobus. Travniku na dłużej nie zostaję, bo i nie ma raczej po co. Teraz jadę zobaczyć pobliskie Jajce, tam też podobno mają ładny zamek i ciekawą starówkę.
Ale do Travnika zwróciłem po kilku latach, co widzicie też po zdjęciach powyżej. Mam porównanie meczetu przed i po remoncie, bo to przysłowiowe niebo a ziemia. Obecnie to jeden z piękniejszych meczetów, które udało mi się zobaczyć. A już na pewno jeden z najbardziej oryginalnych.
Wraz ze znajomymi kręcąc się po mieście zaszliśmy też na ciastko do kawiarni. Kawiarni tuż obok meczetu, gdzie poza kawą wzięliśmy tez lokalne słodkości. I tu ostrzegam: na pewno warto wejść i wziąć jedno ciastko, ale nie bierzcie po trzy tak jak my to zrobiliśmy. Zasłodziliśmy się totalnie. Ale na pewno było równie smacznie, co słodko 🙂
Nocleg w Travniku
Jeśli jednak chcecie spędzić w Travniku więcej czasu, pospacerować tu wieczorem i dopiero kolejnego dnia na spokojnie pojechać dalej lub pozwiedzać okolicę, polecam nocleg w apartamencie, w którym spali znajomi i bardzo sobie chwalą. Apartament Vremplov to dobry stosunek ceny do jakości.
3 komentarze
Też nigdy nie widziałam meczetu z takimi freskami outside. Ciekawa sprawa.
Naprawdę ciekawy zamek w Travniku, a widoki z niego przepiękne. 🙂
Cena w 2016 roku wzrosła do 2,5 km, ulgowy 1,5 km.
Wielkie dzięki za aktualizację. Rzecz jasna poprawiłem już w tekście 🙂