Valletta nazywana jest muzeum pod gołym niebem. Szczerze? Moim zdaniem na wyrost, ale przyznać muszę, że to ładne miasto i doskonała baza wypadowa, by zwiedzać atrakcje głównej wyspy Malty. Zapraszam do zwiedzania najciekawszych atrakcji Valletty.
Valletta na pewno jest piękna i jest tu kilka atrakcji, które naprawdę robią wrażenie. Chociaż najbardziej spektakularną z atrakcji miasta, jest dla mnie konkatedra. Co tam się we wnętrzu dzieje, to trzeba zobaczyć, bo uczuć w pełni opisać się nie da. Ale o tym będzie poniżej.
Jednak w aż taki zachwyt nad stolicą Malty bym nie popadał, bo jeśli do atrakcji trzeba zaliczyć, nie tak znów piękne ogrody, to wierzcie mi, że nie dzieje się to bez przyczyny.
Jednak Malta to bardzo mała wyspa – stolica i kilka miejscowości tuż przy niej (Sliema i tzw. Trójmiasto). Są one doskonałą bazą do zwiedzania niemal całego kraju. A wierzcie mi, że Malta ma wręcz kosmicznie dużo atrakcji i miejsc do zobaczenia. Wróćmy jednak do Valletty, bo bez dwóch zdań miejscami jest piękna i w jej uliczkach warto się zagubić na kilka godzin. Spójrzcie poniżej na ten widok na zdjęciu i te balkony nad ulicą.
Skąd nazwa Valletta
Jeśli chodzi o nazwę Valletta, to jej wytłumaczenie jest bardzo proste. Powstała ona na cześć założyciela miasta czyli wielkiego mistrza zakonu joannitów Jean Parisot de la Valette. Po „Wielkim oblężeniu” Malty przez Turków, postanowił on potężnie ufortyfikować górujące nad Birgu (dotychczasowa główna siedziba zakonników) wzgórze i zarazem cypel Sciberras. Z tego wzgórza doskonale prowadziło się ostrzał drugiego brzegu Grand Harbour czyli Wielkiego Portu. Dlatego właśnie wielki mistrz postanowił raz na zawsze zażegnać niebezpieczeństwo i na wzgórzu pobudować nie tylko forty, ale całe miasto.
W 1566 położony został kamień węgielny. Prace jak na tak ogromny rozmach postępowały szybko, bo w 1571 roku domy zakonne, z których składali się joannici [Zakon Maltański], przeprowadziły się z Birgu do Valletty. Tym samym to Valletta stała się administracyjnym centrum państwa zakonnego.
Zbudowano nie tylko potężne mury i głęboką fosę od strony lądu, ale także liczne świątynie, domy, place i rzecz jasna pałac wielkiego mistrza.
To właśnie wtedy zaczęto budować to, co do dziś budzi podziw, zachwyca i przyciąga na Maltę tysiące turystów. W końcu w stolicy zazwyczaj gromadzi się to, co w kraju najcenniejsze. A wszystko to na powierzchni 0,61km2, bo taki obszar otaczają mury obronne. I mam wrażenie, że w mieście jest chyba więcej turystów niż mieszkańców – tych ostatnich było zaledwie 5827 (dane z roku 2019).
Spacerem po Vallettcie
Ja wiem, że są tacy, którzy są w stolicy Malty zakochani i uważają ją za fascynujące muzeum pod gołym niebem. Bo faktycznie tu niemal każdy dom, to zabytek. Tylko… tylko, że Valletta mnie nie porwała. Bywa piękna, ma spektakularne miejsca, ale w sumie poza kilkoma wyjątkami, brak tu zabytków, które wywołują przysłowiowy opad szczęki. Jest to spójne architektonicznie stare i ładne miasto.
To co zwraca uwagę przyjezdnego, to charakterystyczne balkony zwane na Malcie gallarija. Towarzyszą one zwiedzającym na każdym kroku i w zasadzie każde mieszkanie ma taki prywatny balkon. Gallarija stanowiła o prestiżu lub jego braku, definiowała klasę społeczną, do której należał właściciel mieszkania z taką przybudówką. Chodząc po mieście właściwie zawsze będziecie mieli nad sobą taki balkon. Przyglądajcie się im uważnie, bo bywa, że to prawdziwe działa sztuki. Zresztą nie ma się czemu dziwić, bo w pewnym momencie wyszło zarządzenie zakonników, że każda gallarija ma mieć ozdobny ornament.
Ale nie tylko balkony będą Wam towarzyszyć. Będą to też święci spoglądający z pomników usytuowanych na niektórych skrzyżowaniach. Jednak przede wszystkim będziecie tu mieli ciekawe widoki na przestrzał. Bo ulice są zaprojektowane proste jak przysłowiowy drut. A ponieważ miasto jest na wzgórzach, to i widoki są tu ładne
Po mieście po prostu przyjemnie się chodzi. Wiele tu kawiarni, a także nastawionych na turystów restauracji. Więc jeśli tylko będziecie mieli ochotę gdzieś przysiąść, to bez problemu znajdziecie miejsce. Wieczorem w weekendy jest tu wiele miejsc, gdzie gra muzyka na żywo, a piwo i wino leją się strumieniami. Na spacer weźcie jednak wygodne buty, bo sporo tu chodzenia w górę i w dół.
Konkatedra św. Jana w Valletcie
Jeśli miałbym wymienić tylko jedno miejsce, dla którego warto przyjechać na Maltę i do Valletty to będzie to na pewno konkatedra św. Jana. Jeśli spojrzy się na nią z zewnątrz to… ot jeden z wielu dość zwyczajnych kościołów, koło których przechodziliście na pewno nie raz. Wielka bryła świątyni wtopiona w ciąg okolicznych fasad. Jednak kiedy przestąpi się jej próg… zaczyna się inny świat. I muszę przyznać, że to jedna z najpiękniejszych świątyń, jakie w życiu widziałem. A kilka ich było, bo np. kościół obok klasztoru Hieronimitów w Lizbonie jest majestatycznie piękny. Konkatedra w niczym mu nie ustępuje.
Najpierw może słowo wstępu i wytłumaczenia skąd taka dziwna nazwa. Przede wszystkim trzeba wiedzieć, że to druga pod względem ważności świątynia na Malcie. Pierwszą była i jest katedra św. Pawła w Mdinie. Omawiany kościół św. Jana Chrzciciela stał się kościołem konwentualnym, czyli zakonnym. Nic dziwnego, bo przecież Joannici, którzy rządzili wyspą byli zakonnikami. Skoro stworzyli nową stolicę państwa, to przenieśli do niej także najważniejsze dla siebie instytucje. Kościół do takich należał.
Budynek zaczęto stawiać w roku 1572, a ukończono w ekspresowym tempie, bo już w 1577.Oczywiście podstawowa bryła, bo w późniejszych latach dobudowano jeszcze oratorium i zakrystię. Tylko, że to co zachwyca dziś to efekt prac o sto lat późniejszych, kiedy to wielki mistrz Raphael Cotoner pokazał, że jego ego małe nie jest i świątynia, której jest zarządcą ma konkurować z kościołami Rzymu. Jakby to powiedział Laska z filmu „Chłopaki nie płaczą”… To zajebiście wysoko postawiona poprzeczka.
I Faktycznie to co powstało rzuca na kolana. Mnie urzekła posadzka i płyty nagrobne zakonników i wielkich mistrzów zakonu. Czego na nich nie ma! Feeria barw, wzorów, postaci i symboliki. To swoista galeria sztuki nagrobnej. Jak widać łacińska sentencja „Non omnis moriar” czyli „Nie wszystek umrę” jest prawdziwa. Pamięć o rycerzach przetrwała wraz z ich płytami nagrobnymi. Jedyne nad czym ubolewam, to że na tej wspaniałej posadzce rozstawiono krzesła, przez co nie widać tego całego przepychu.
I jest jeszcze jedno miejsce, którego nie sposób ominąć, bo byłaby to strata niepowetowana. Mam tu na myśli balkon, który umożliwia rzut oka na całą świątynię i jej wspaniałość. Uwielbiam to miejsce i spędziłem tu długie minuty, podziwiając przepych, detale i napawając się tą perspektywą. Z tego miejsca oddalony o kilkadziesiąt metrów ołtarz mimo, że potężny wydaje się ginąć w ogromie świątyni. Serce, które niknie w ciele.
A na deser polecam obrazy Caravaggia. W ciemnym pomieszczeniu z daleka widać ogromne płótno obrazu „Ścięcie św. Jana Chrzciciela”. Wierzcie mi, że obcowanie z tym obrazem na żywo, to coś kompletnie innego niż oglądanie go na ekranie komputera. Caravaggio był mistrzem gry światłem i ekspozycja obrazu doskonale podkreśla to, co najważniejsze. Emocje. Bo to dzieło zmusza do zwracania uwagi na detale – twarze, przedmioty, widzów za oknem… Polecam spędzić tu więcej czasu niż na przysłowiowy rzut okiem.
Ogrody Valletty
Cóż, Malta to smutna wyspa, jeśli chodzi o zieleń. W zasadzie „rosną” tu same skały. Najsmutniejszy widok, jaki widziałem to z murów dawnej stolicy Mdiny. Gdzie się nie spojrzało, widać było tylko skały i ludzkie domy. Zero lasów, gajów i kęp zieleni. Co najwyżej pojedyncze drzewa. I chyba właśnie dlatego Górny i Dolny ogród Braka są zaliczane do atrakcji turystycznych Valletty. Z perspektywy kogoś, kto żyje w zielonym mieście jakim jest w znacznej części Warszawa, to stolica Malty wywołuje swego rodzaju współczucie.
Górny Ogród Braka
Ta oaza zieleni najbardziej mi „podpasowała”, chociaż nie z powodu zieleni, bo jest jej tu jednak niewiele. Polubiłem te ogrody z powodu widoku na drugą stronę Wielkiego Portu. Stąd jak na dłoni widać rozciągające się poniżej Birgu i widać dlaczego podczas Wielkiego Oblężenia Malty to wzgórze było strategiczne. Poza tym ten widok jest po prostu piękny. Sami zresztą zobaczcie na zdjęciu poniżej.
Ten kawałek murów początkowo był obsadzony rycerzami z Włoch, a łuki zostały zbudowane w 1661 roku przez włoskiego rycerza Flaminio Balbiano. Ogród powstał dopiero w XIX wieku i wtedy zbudowano tu fontannę.
Kiedy tu będziecie podejdźcie do krawędzi tarasu. Pod wami znajduje się stanowisko artylerii. Dawniej strzegła ona wejścia do portu. Dziś została pozostawiona w celach reprezentacyjnych i dwa razy dziennie strzela się z tego miejsca na wiwat. Zatem przyjdźcie tu o godzinie 12 lub 16stej.
Ciekawostką i polskim akcentem w Górnych Ogrodach Brakajest tablica upamiętniająca ORP Kujawiak. Był to okręt osłaniający konwój zaopatrzeniowy, który płynął dowieźć jedzenie i uzbrojenie dla Malty – strategicznie ważnej podczas drugiej wojny światowej wyspy. Okręt niestety 16 czerwca 1942r. zatonął na minie, a wraz z nim 13 członków jego załogi. Przyznać trzeba, że to miły gest pamięci ze strony Maltańczyków.
Dolny Ogród Braka
Ta oaza zieleni w kamiennym mieście znajduje się kilkaset metrów dalej. I nie jest ani ładniejsza, ani brzydsza. Także i tu jest kilka drzew, fontanna i widok na port oraz wyjście na morze. Uczciwie powiem Wam, że polubiłem to miejsce. Szczególnie za widok. Nie ma tu tłumów, jak przy górnych ogrodach, ale są ławeczki z widokiem oraz przede wszystkim ten widok… Lubiłem tu wracać.
Elementami, które zwracają uwagę, kiedy podejdziemy do jednej z krawędzi ogrodu są: dzwon oraz leżąca postać.
Siege Bell War Memorial
Siege Bell War Memorial czyli Dzwon Upamiętniający Wojenne Oblężenie odzywa się każdego dnia o godzinie 12stej. I upamiętnia bohaterską obronę Malty przed wojskami państw Osi. Jak spojrzycie na mapę, zauważycie, że Malta leży idealnie na trasie z Włoch do Afryki. Podczas drugiej wojny światowej Afryka była jednym z kluczowych frontów walk. Malta zaś, a szczególnie operujące z niej samoloty i okręty, niszczyły transporty zaopatrujące wojska niemieckie i włoskie walczące w północnej Afryce. Nie bez przesady nazywało się wtedy Maltę „wyspą lotniskowcem”.
Dzwon wzorowany jest na okrętowych, bo trzeba tu wspomnieć operację Pedestal. Był to konwój z zaopatrzeniem dla oblężonej i objętej blokadą Malty. Podczas konwoju większość jednostek została zniszczona lub poważnie uszkodzona. Jednak część się przedarła i umożliwiła dalszą operację wojsk antyfaszystowskich z wyspy.
Wspomniałem duży pomnik z leżącą postacią, tuż obok dzwonu. To też pomnik – Pomnik Nieznanego Żołnierza. Chociaż to jedna z wielu nazw. Także i on ma upamiętniać ofiary oblężenia Malty. Leżąca chuda postać została tak zaprojektowana, by każdy mógł się z nią identyfikować. Od żołnierzy po cywilów, bo skrajny głód cierpieli wszyscy na wyspie.
Pałac Casa Rocca Piccola
Ciekawe jest to miejsce, bowiem oprócz tego, że Casa Rocca Piccola jest muzeum, to jednocześnie pełni rolę budynku mieszkalnego. Ostatnia kondygnacja bowiem, jak opowiadał przewodnik, jest zamieszkała przez właścicieli, a dół służy turystom. Chociaż podobno w świąteczne dni lub po zamknięciu muzeum właściciele potrafią zejść na dół na przysłowiową kawę. Ale od początku.
Dom został pierwotnie zbudowany dla jednego z rycerzy Zakonu Maltańskiego – Don Pietro La Rocca, dopiero później przeszedł we władanie rodziny de Piro, która od kilkuset lat sprawuje nad nim opiekę właścicielską.
Do pałacu przyszedłem, bo chciałem zobaczyć miejsce, które jest swego rodzaju żywym muzeum. W końcu budynek przetrwał zawieruchę czasów wojen i w środku zachowało się naprawdę bardzo wiele. Zwiedzając dowiemy się, że jest tu 50 pomieszczeń. Cześć użytkowych, część reprezentacyjnych i znakomitą większość nich można zobaczyć na własne oczy. Jest to tym bardziej widowiskowe, że w jadalni na stół wyjęta jest piękna zastawa. A w salonie podziwiać można zdjęcia – jest tu nawet polski akcent. Właściciele z dziećmi w krakowskich strojach.
Fascynującym miejscem są też podziemia pałacu. Bo o ile kilkaset lat temu były to magazyny, o tyle podczas drugiej wojny światowej pogłębiono je i przeznaczono na schron. Wszystko dlatego, że Malta a szczególnie stolica Valletta były bardzo mocno bombardowane przez lotnictwo niemieckie. Schodząc do schronu zobaczymy pomieszczenia przeznaczone dla właścicieli pałacu, ale także dla zwykłych ludzi. Bo rodzina de Piro myślała nie tylko o sobie. Wspólnota niedoli zawsze łączy.
Poza tym ponieważ przyszedłem tuż po otwarciu pałacu, miałem szczęście i nie było innych zwiedzających. Dzięki temu miałem prywatnego przewodnika. No i nikt podczas robienie zdjęć nie wchodził mi w kadr 🙂
Jako ciekawostkę powiem Wam, że tuż obok pałacu jest kawiarnia Caffe Berry prowadzona przez Polkę. I zdecydowanie muszę stwierdzić, że serwują tu najsmaczniejsze espresso w Vallettcie. Doskonała kawa ale także ciastka.
Zbrojownia
Jeśli miałbym wskazać miejsce, które z powodzeniem można ominąć, bo zapewne nie wniesie wiele do Waszego życia, to będzie to właśnie zbrojownia. Oczywiście jeśli jesteście fanami militariów, to zmienia to postać rzeczy. Ale z racji tego, że muzeów broni to ja się już w życiu naoglądałem pod wieloma długościami i szerokościami geograficznymi, to w tym maltańskim przybytku wrażenie zrobiły na mnie tylko zbroje. Zbroje wielkich mistrzów Zakonu Maltańskiego, to prawdziwe dzieła sztuki.
Oprócz nich jest tu jeszcze czworobok wojska w dawnym uzbrojeniu i powieszona na ścianach broń biała. Dawniej służyła do walki. Jest też specjalna gablota z tureckim uzbrojeniem. Wielkie Oblężenie Malty przez Osmanów jest bowiem jednym z większych wydarzeń w historii wyspy. Spójrzcie na zdjęcia tej jednej może i sporej, ale jednak jednej sali z wystawą i sami podejmijcie decyzję, czy warto tu wejść.
Ciekawostką jest, że zbrojownia mieści się na tyłach Pałacu Wielkiego Mistrza.
Pałac Wielkiego Mistrza
Pałac Wielkiego Mistrza, był niegdyś sercem Valletty, ale także i całej Malty. W końcu, to jego woli podlegało państwo. Nic zatem dziwnego, że w jego wnętrzach są prawdziwe skarby. Niestety nie umiem Wam tego pokazać na zdjęciach i udowodnić, że mam rację. Wszystko dlatego, że do środka nie wszedłem. Niestety obecnie trwa remont zabytkowych pomieszczeń i potrwa on jeszcze nawet kilka lat. Zatem zawsze będzie to powód, by na Maltę przyjechać raz jeszcze. Obejrzałem bowiem zdjęcia z internetu i poczytałem o tym, jak to było kiedyś, kiedy można było te wnętrza zwiedzać. Zdecydowanie chcę je obejrzeć na własne oczy. Kiedyś.
Prokatedra św. Pawła
W zasadzie to jeden z najbardziej charakterystycznych i znanych z pocztówek budynków w stolicy Malty. Ale w rzeczywistości znana jest tylko kopuła Prokatedry św. Pawła, bo wnętrze jest po prostu ascetyczne. A pustka bardzo słabo wychodzi na zdjęciach.
Dość ciekawa jest historia powstania świątyni. Otóż Malta w XIX wieku była podporządkowana Wielkiej Brytanii. I w tym okresie królowa Adelajda, kiedy wizytując Maltę, dowiedziała się, że na terytorium zależnym od Londynu nie ma anglikańskiej świątyni, zarządziła jej budowę.
W tym celu niestety wyburzono jeden z domów rycerskich Zakonu Maltańskiego. Ofiarą padł Zajazd Niemiecki, czyli miejsce zbudowane dla rycerzy pochodzących z terenu Niemiec. Trochę szkoda, ale z drugiej strony… Malta dorobiła się jednego z charakterystycznych symboli.
Kościół wzniesiono w stylu neoklasycystycznym. Budowę zaczęto w roku 1839 a zakończono w 1844. Jak na taki gmach, to imponujące tempo.
Sliema. Deptak wzdłuż brzegu i widok na Valettę
Może i Sliema jest osobnym organizmem miejskim, ale funkcjonującym ściśle z Valettą. Zresztą połączone są nie tylko miejskimi autobusami, ale także pływającym co pół godziny promem Sliema-Valetta, łączącym obydwa brzegi. A dlaczego o Sliemie piszę w artykule o Valettcie? Po pierwsze to doskonała sypialnia i sporo tu hoteli i innych kwater do wynajęcia. Ale przede wszystkim to stąd jest chyba najlepszy widok na Valettę. Wystarczy, że od promu pójdziecie w kierunku fortu Tigne, czyli po deptaku. Nie w kierunku miasta, tylko w kierunku końcówki cypla. Tu po prawej ręce będziecie mieli widok na stolicę Malty z charakterystyczną, górującą nad miastem kopułą kościoła św. Pawła. Jej zdjęcie w nocy widać powyżej.
Przychodziłem tu wielokrotnie, bo też i nocleg zarezerwowałem właśnie w Sliemie. Kamienne mury wyglądają najpiękniej o zachodzie słońca, ale zjawiskowo jest też nocą, kiedy dachy i wieże są podświetlone. Można tu też zejść na skały, wyjąć np. wino i wypić je „na dziko”, delektując się smakiem i pięknym widokiem. Sporo takich osób widziałem 🙂
Inne atrakcje Valletty
To co opisałem powyżej, to tylko główne atrakcje. Czy macie je ochotę obejrzeć z bliska, sami zadecydujcie. Ale stolica Valletty przede wszystkim wymaga chodzenia. Polecam, by przejść się jej prostymi ulicami, które poprzez różnicę wysokości oferują piękne widoki. Chodząc na pewno natkniecie się na świętych strzegących domów i ulic, którzy rozmieszczeni są na niektórych rogach dróg. I rzecz jasna nad Wami wciąż będą rozpinały się charakterystyczne maltańskie balkony.
Będziecie widzieli pałace jak np. ten obok głównej bramy wejściowej czyli pochodzący z XIX wieku Palazzo Ferreria. Chyba jeden z najładniejszych zabytków w mieście. Ale nie przegapcie też Zajazdu Kastylijskiego – tu dawniej mieszkali rycerze zakonni z Kastylii. Dziś jest to siedziba premiera, zatem nie zdziwcie się, że czasami sporo tu widocznych służb mundurowych i tych nieumundurowanych. A jak już tu będziecie, to zajdźcie na plac z pomnikiem fundatora miasta czyli pana Jean De Valette.
Jeśli zdecydujecie się na spacer wzdłuż brzegu Wielkiego Portu, przejdziecie obok dawnych magazynów, portu rybackiego, miejsca gdzie dawniej opuszczano siatkę przeciwko okrętom podwodnym itp.
Teraz można w tej okolicy coś zjeść i miło spędzać czas. I z tego miejsca dobrze widać też leżące na drugim brzegu tak zwane maltańskie Trójmiasto (Birgu, Cospicua, Senglea) – jego potężne mury i fortece.
Jeśli lubicie historię, to zwróćcie uwagę na Lascaris War Rooms czyli Pokoje Wojenne Lascarisa. Są tunelami i bunkrami, w których podczas drugiej wojny światowej zawiadywano obroną Malty. Z tego miejsca też kierowano atakami na konwoje płynące z Włoch do wojsk nazistowskich na froncie afrykańskim. Także tu planowano inwazję aliantów na Sycylię i w konsekwencji dalej na Europę kontynentalną. Wykuto je głęboko w skale, by były odporne na bomby – mieszczą się prawie 50 metrów pod Górnymi Ogrodami Braka.
Aha, pisałem o głównej bramie prowadzącej za mury miejskie. Co prawda oryginalnej bramy już nie ma, ale… możemy tu podziwiać przepastną fosę i wysokie mury obronne. Jednak uwagę na pewno zwrócicie na dużą fontannę. To Fontanna Trytona – jest jedną z wizytówek miasta i podziwiać ją można na wielu zdjęciach i pocztówkach. To pod tą fontanną spotykają się i turyści, i miejscowi. Zazwyczaj są tu tłumy ludzi, bo tuż obok znajduje się główny i największy dworzec autobusowy na Malcie.
Nocne życie wewnątrz murów
Przyznam się Wam, że stolica Malty zaplusowała u mnie ostatniego wieczoru, kiedy następnego poranka miałem już wracać do domu. Okazało się, że w nocy z piątku na sobotę miasto żyje! Może nie całe, ale były rejony, które nastawiły się, by przyciągnąć klientów. Dlatego przechodząc wąskimi uliczkami, co i rusz natykałem się na rozstawione stoliki. Na tłumy z kieliszkami i kuflami w ręku i co najważniejsze, co i rusz grała muzyka na żywo.
W wielu miejscach puby wynajęły zespoły, które grały specjalnie dla turystów i miejscowych. Miasto żyło, pulsowało i jeśli ktoś miał ochotę, mógł się bawić przy najróżniejszej muzyce. Od jazzu po najnowsze hity, a w dłoni mógł trzymać co chciał – od kawy, przez kieliszek wina po kufel z piwem. Atmosfera była wspaniała!
Nocleg i hotele w Vallettcie
Może Was zaskoczę, ale największa, tańsza baza noclegowa jest w pobliskiej Sliemie. Pobliskiej czyli wystarczy tylko przepłynąć zatokę. I tam też ja znalazłem nocleg na kilka dni. Do Valletty dopływałem kursującym co pół godziny promem lub podjeżdżałem autobusami. To naprawdę dobra opcja. Jeśli mam coś zarekomendować, to na pewno ten hotelik, gdzie sam mieszkałem czyli Lee’s House Bed and Breakfast. Blisko portu i autobusów, a w dodatku spoko łazienka i czysto.
Chociaż w sumie teraz wziąłbym jednak nocleg w Vallettcie. Dlaczego? Bo jak nie kursuje prom, a jak jest wysoka fala to prom Vallett-Sliema nie kursuje. Wtedy zostają tylko autobusy miejskie, by dostać się na zwiedzanie atrakcji.
Jeśli chodzi o noclegi w Vallettcie, to taki trzygwiazdkowy standard znajdziecie w Casa Asti. Znajdziecie tu różne rodzaje pokojów od rodzinnego po klasyczne dwuosobowe. Lokalizacja w wąskiej uliczce wewnątrz starego miasta w rzecz jasna starym domu. Tu po prostu nie ma innych.
Jednak w momencie, kiedy szukacie wyższego standardu sprawdźcie, jak Wam się podoba nocleg w hotelu Palazzo Jean Parisot Boutique Suites. Wszystko urządzone ze smakiem, wygodne łóżka, a do tego ładny widok z tarasu na górze. Ale cztery gwiazdki zobowiązują.
Do kompletu wyboru noclegów w pobliżu Valletty, dodam jeszcze nocleg w pobliskim Trójmieście. Spałem tam w kapitalnym Concetta Studio Apartments – fajny wystrój, klimatyzacja, łazienka – autobus i sklepy tuż obok. Tak samo jak fajna kawiarnia i restauracje. Fajne miejsce.
Komunikacja w Vallettcie
Tu od razu trzeba powiedzieć, że na terenie samej Valletty komunikacja nie będzie Wam potrzebna. To tak małe i kompaktowe miasto, że wszędzie jest kilka minut piechotą. Jednak komunikacja publiczna przyda się Wam, by dostać się do innych atrakcji na całej Malcie. Przed główną bramą miejską, po prawo jak stoicie twarzą do głównej bramy, znajduje się główny dworzec autobusowy na wyspie. Z tego miejsca odjeżdżają autobusy do wszystkich atrakcji. Rozkład jazdy sprawdzicie w Google lub bezpośrednio na tej stronie. I tu od razu podpowiedź, jeśli chcecie wysiąść na jakimś przystanku, to przed nim musicie wcisnąć przycisk. Inaczej autobus nie zatrzyma się.
1 Comment
Bardzo fajny opis! Mnie Valetta zdecydowanie się spodobała, a przypominam sobie co tam można zobaczyć przed kolejnym wylotem.