Azja Laos

Vang Vieng – od imprezowni Laosu do spokojnego miasteczka

– Jedziesz do Vang Vieng? Uważaj, to największa imprezownia w Laosie, tam dzieją się niestworzone rzeczy, alkohol leje się strumieniami a bywa, że giną też ludzie.
Takie głosy słyszałem jadąc do Laosu, kiedy powiedziałem, że na mojej trasie będzie też Vang Vieng. Tylko, że nic z tego nie było prawdą. Już nie było. 

Byłe miasto seksu i imprezy

Spis treści

Vang Vieng wśród niektórych owiane było złą sławą miejsca, gdzie kumuluje się wszystko, co najgorszego biali turyści przywożą do Azji. Tu przyjeżdżali wszyscy, którzy chcieli imprezować od rana do wieczora, albo też raczej od wieczora do rana. Alkohol, seks, narkotyki w dowolnej kolejności, razem lub osobno. Co kto lubił. To miasto ponoć nie zasypiało, tu impreza trwała cały czas. Tu alkohol lał się strumieniami a narkotyki same niemalże wskakiwały do rąk, płuc i żył. Jeśli tylko ktoś chciał. I ponieważ można było wszystko, działo się też wszystko.

Pociągnęło to za sobą kilka ofiar śmiertelnych i kiedy o Vang Vieng było coraz głośniej, rząd Laosu wkurzył się nie na żarty i postanowił położyć temu kres. Kilka ofiar śmiertelnych jednego roku, to było już dużo za dużo.

Bary, w których były serwowane posiłki „happy” czyli z narkotykami zostały zamknięte. Już nie można było wszystkiego. Policja zaczęła skrupulatnie kontrolować pozostałe knajpy, dilerzy narkotyków także zostali zmuszeni do opuszczenia ulic. Nie było już słychać nawoływań „hasz sir”, „smoke sir”, „marihuana sir”? itp. Pozostał alkohol, ale ponieważ zamilkła też bardzo głośna muzyka, to i miłośnicy imprez zaczęli omijać to miejsce. Okazało się, że sam alkohol to za mało. Że młodzi ludzie przyjeżdżali tu, bo mogli wszystko, a kiedy nie mogli już wszystkiego, wybierali inne miejsca. W swoich krajach.

Pole ryżowe w okolicy Vang Vieng Laos
Pole ryżowe w okolicy Vang Vieng

Od imprezowni, do oazy spokoju

Podobno jakiś czas temu do Vang Vieng przyjechała dziewczyna, która była tu kilka lat temu – w imprezowym szczycie. Przyjechała i nie poznała miejsca. Wszędzie cisza, wszędzie spokój. Bo teraz Vang Vieng to ciche i spokojne miasteczko, z kilkoma ulicami na krzyż przy których toczy się turystyczne życie. Tylko że turystów też tu nie tak wielu, jak kiedyś i mocno zmienił się sort przyjeżdżających tu ludzi.

Pamiętam, że kiedy poszedłem wraz z poznanymi wcześniej Niemcami do jednego z wielkich pubów, ogromnym zaskoczeniem były dla nas pustki. Zajęte były może trzy miejsca do siedzenia, a reszta straszyła pustkami. Nasze zaskoczenie było jeszcze większe, kiedy około godziny 21:30 obsługa koło nas zaczęła sprzątać. Tak, lokal za chwile miał zostać zamknięty, a ostatnie zamówienia zostały dokonane wcześniej. Zresztą, obsługa i tak nie kwapiła się do odwiedzania stolików i pytania, czy komuś czegoś trzeba. Nawet jeśli było trzeba, to był problem tego, kto akurat siedział nad pustym kuflem.

Obsługa doskonale bawiła się grając w bilard lub po prostu rozmawiając kilkadziesiąt metrów dalej. Bo Laotańczycy mają dość specyficzny etos pracy. W sumie może te dwa słowa to nawet pewnego rodzaju oksymoron 😉 i może dlatego są wciąż uśmiechnięci i wyglądają na takich, którzy są całkiem szczęśliwi z tym, co mają? Ale to dziwne, kiedy o godzinie 22 miasto, które kiedyś znane było jako jedna wielka imprezownia, jest już puste. Jeśli chcemy znaleźć coś żywego, to można pójść nad rzekę i sprawdzić, czy w jednej z tamtejszych knajpek nie toczy się życie lub poszukać muzyki na żywo. Akurat koncerty zawsze i wszędzie przyciągają ludzi i dopóki ktoś gra i śpiewa, dopóty są tam ludzie. Ale tak się dzieje pod każdą szerokością geograficzną i tego zakazać się nie da, to działa nawet w Iranie.

Vang Vieng - niegdyś wielka imprezownia, dziś spokojne miasto bez życia w nocy
Vang Vieng – niegdyś wielka imprezownia, dziś spokojne miasto bez życia w nocy

Atrakcje Vang Vieng

Ale po coś jednak wciąż ludzie przyjeżdżają do Vang Vieng. Zmienił się sort, ale wciąż to jedna z najczęściej odwiedzanych miejscowości w Laosie. I mnie to nie dziwi, bo może samo miasteczko ciekawe nie jest, to dookoła jest moc atrakcji, a i samo usytuowanie też jest nader malownicze. Między owymi wzgórzami i nad rzeczką. I rzeka jest pierwszą atrakcją, bo dzięki tak ładnemu położeniu grzechem jest nie oglądać jej brzegów. Możemy to robić na wiele sposobów.  Jednym z nich jest:

Tubing w Vang Vieng

Spływ w oponie w Vang Vieng
Tubing w Vang Vienng czyli spływ rzeką w oponie od ciężarówki

Tubing to spływ rzeką w dętce od samochodu albo też jakiegokolwiek innego dużego pojazdu. Ważne, aby dętka była na tyle duża, by można było w niej usiąść i na tyle duża średnicą, by dała odpowiednią stabilizację i wyporność, kiedy będziemy w niej płynęli. Rzecz jasna nikt do Laosu nie przyjeżdża z własną dętką i nie pompuje jej, by w niej spłynąć. Od tego są specjalne agencje, które zajmują się tylko tubingiem. Idziemy do takiego biura, wpłacamy pieniądze, podpisujemy oświadczenie, że umiemy lub nie umiemy pływać. I że ryzyko związane ze spływem bierzemy na siebie.

Potem tylko odbiór kapoka, jeśli chcemy lub po prostu wsiadamy do małego tuk tuka. Na niego pakują także nasze dętki i oto jedziemy. Pojazd wywozi nas jakieś 10 kilometrów za miasto i zatrzymuje się tuż obok rzeki. Teraz możemy schować wszystkie swoje bardziej przemakalne rzeczy do wcześniej zakupionych specjalnych pokrowców albo jeśli byliśmy przewidujący i wszystko co cenne zostawiliśmy w miejscu gdzie śpimy, po prostu wejść do rzeki.

Tubing. Jakie to fajne!

Zdjąłem japonki, zdjąłem koszulkę, wsadziłem je za sznurek kąpielówek i wyszedłem na środek dość płytkiej rzeki. Nie ma tu żadnej filozofii: kładziemy dętkę na wodzie, sami wygodnie umieszczamy się w niej tyłkiem pośrodku i… dajemy się ponieść prądowi rzeki. Teraz czeka nas jakiś półtoragodzinny spływ, podczas którego możemy swobodnie obserwować nadbrzeżne krzaki, górujące nad nami szczyty gór oraz… słuchać muzyki z okolicznych barów.

Opony na których uprawia się w Vang Vieng tubing czyli spływ na oponach
Opony na których uprawia się w Vang Vieng tubing czyli spływ na oponach

Bary zostały jeszcze z czasu, kiedy Vang Vieng było wielką imprezownią, teraz jest ich zapewne mniej, ale zasada działania jest ta sama. Nad wodą rozstawione są dudniące głośniki barów i tuż obok nich na brzegach stoją chłopaki, którzy rzucają w wodę, tuż koło nas plastikowe butelki na sznurkach. Jeśli mamy chęć na odwiedziny w takim przybytku, to wystarczy złapać sznurek i dać się doholować do brzegu. A tam rzecz jasna króluje piwo Beerlao i inne alkohole.

Cóż, z zasady nie pływam po alkoholu, zatem nie skorzystałem, ale koło mnie całkiem sporo osób chwytało się tego sznurka ratunku i odwiedzało puby. A jest ich szczególnie dużo na początku trasy, potem dookoła nas jest tylko cisza, spokój i… kamienie zanurzone w wodzie, których należy wypatrywać, by się na nie nie nadziać i nie przedziurawić dętki. Ale nie jest to wielkie wyzwanie, a miejsca gdzie są kamienie widać z daleka po bardziej bystrym nurcie. Wystarczy wtedy kilka energicznych ruchów rękoma, by zmienić kurs kolizyjny i ominąć przeszkodę.

Spływ kajakowy

Jeśli nie mamy ochoty na leniwy i bezwysiłkowy tubing vel spływ w dętce, wtedy w jednej z licznych agencji turystycznych na głównej ulicy możemy zakupić spływ kajakowy. Spływ może być na pół dnia lub na cały dzień. Możemy płynąć w parze, a możemy też płynąć samemu. Także w tym przypadku będziemy zabrani do jakiegoś samochodu, który wywiezie nas kilkadziesiąt kilometrów za miasto i tak wsadzą nas do kajaka. Wskażą drogę, że płynąc trzeba z prądem i życzą udanego spływu. Proste to jak budowa przysłowiowego cepa, a wszystko dostępne jest niemalże od ręki. Od ręki czyli warto przyjść dzień wcześniej i zapytać, o której zaczyna się spływ.

Wycieczka po okolicy Vang Vieng

Ale jeśli nie lubimy wody albo mamy ochotę na coś innego, to idealnym rozwiązaniem będzie wypożyczenie roweru lub skutera. Będziemy nim mogli objechać i odwiedzić jaskinie, w które obrodziły okoliczne góry. I pal sześć miejsce, do którego jedziemy, bo moc wrażeń zapewnia sama sceneria, którą się przemieszczamy. Droga rzecz jasna daleka jest od doskonałości i nadaje się raczej na jeden z odcinków rajdów specjalnych. Jednak jadąc rowerem czy skuterem specjalnie nam to nie będzie przeszkadzać, tym bardziej jeśli wypożyczymy quada.

Pole ryżowe w Laosie
Pole ryżowe w Laosie

Ale… jeśli nie będziemy tylko pędzić i nie zmusi nas to do wypatrywania dziur w drodze i kurczowego trzymania się kierownicy, to będziemy mieli okazję do rozejrzenia się dookoła. A będzie to widok zjawiskowy! Oto okaże się, że po prawej czy lewej ręce mamy wręcz pocztówkowe wzgórza, przed nimi porośnięte zieloną roślinnością zbocza, a dosłownie za płotem z bambusa znajdują się pola ryżowe. W zależności od pory roku napotkamy tu albo zielony kobierzec, świeżo posadzonego zboża, albo będzie to pora koszenia i zobaczymy grupy Laotańczyków koszące sierpami ryż i wiążące zboże w snopki. Wszystkie widoki łączy jednak jedno: są zjawiskowo piękne.

Niebieska Laguna. Piękna rozrywka

I niech nasz wzrok pada czasami na otaczające drogę tabliczki, bo na nich znajdziemy drogowskazy do okolicznych jaskiń. I tych wskazówek jest naprawdę dużo, bo jak już napisałem okolica obfituje we wszelkiego rodzaju pieczary. Ja zwiedziłem kilka i tylko jedna położyła mnie totalnie na łopatki swoją zjawiskowością, o czym za chwilę. Przygodę z jaskiniami zacząłem od „Niebieskiej laguny”, tak nie pomyliliście się czytając. Jedna z najbardziej znanych jaskiń położona jest tuż obok niecki z wodą o pięknie, intensywnie turkusowym kolorze (po męsku mówiąc to coś zielono-niebieskiego 😉 ).

Turyści przy Blue Lagoon obok Vang Vieng
Turyści przy Blue Lagoon obok Vang Vieng

I powiedzmy sobie wprost, to właśnie woda jest główną atrakcją, a do jaskini nie dociera prawie nikt, bo to wysoko, bo schody niewygodne, bo po skałach, bo ślisko, bo poręcze i ogólnie siedem plag egipskich. Dlatego prawie wszyscy zostają przy mokrej atrakcji. Ściągają krótkie spodenki i w kąpielówkach wchodzą do wody, albo nie ściągają niczego i też wskakują. Tu można wszystko 🙂 Bo też i można się przy Blue Lagoon poczuć jak bohater książki dla młodzieży, który na lianie leci nad wodą i puszczając się sznura, wpada do niej z radosnym okrzykiem. Można wejść na drzewo i skoczyć z jego konaru, albo można popływać na huśtawce zawieszonej… w wodzie. Jest tu i romantycznie, i wesoło, i żywiołowo. Śmiechu tu co niemiara, z głośników gra muzyka, jednym słowem festyn na całego.

A może do jaskini?

I jak już się wykąpiemy, albo też zanim się wykąpiemy i mamy się chęć zmęczyć i zobaczyć coś więcej, to można wspiąć się do jaskini i wejść do niej. Tu przyda się dobra lampa czołówka i porządne buty do chodzenia, jeśli mamy ochotę eksplorować jej dalsze partie. Ja skupiłem się na pierwszej ogromnej komorze, gdzie zobaczymy mały ołtarz z Buddą oraz malowniczo wpadające do pieczary promienie słońca.

Jaskinia blisko Vang Vieng
Jaskinia blisko Vang Vieng

Oprócz tego, jakoś wielkiego wrażenia miejsce nie robi, ale jest o tyle dobre, że można się w środku ochłodzić, bo nie jest tak upalnie jak na zewnątrz. A idąc do jaskini, spoglądajmy w górę, bo oto nad nami przejeżdżać będą ci, którzy wykupili zabawę w parku linowym. Park ten to kilkaset metrów lin rozciągniętych na wysokości pomiędzy drzewami, na tych odcinkach uczepieni specjalnych ślizgaczy i asekurowani linami, śmigają ludzie. Jakbym miał z kim zostawić moje rzeczy, nawet bym się na to skusił, bo wyglądało atrakcyjnie!

Park Linowy blisko Vang Vieng
Park linowy to kilkaset metrów lin rozpostartych między drzewami

A kiedy już się napatrzyłem na jaskinie i błękitną lagunę, postanowiłem jechać dalej. Pognałem w kierunku jaskini Złotych Kwiatów (Golden Flower Cave) i co tu dużo nie mówić, to było dla mnie najpiękniejsze miejsce w całym Laosie. Pokrótce: jedziemy najpierw szutrową drogą, potem skręcamy gdzieś w prawo, tam jest rozpadający się mostek, przez który motorowery nie przejadą i tam się je zostawia. Rowerem można jechać dalej, ale z przerwami, bo oto wjeżdżamy na półmetrowej wysokości miedzę pomiędzy polami ryżowymi, która to miedza i tak jest podziurawiona przepustami wody.

Pole ryżowe
Pole ryżowe

Następnie jest już prosto, bo między palmowym gajem, potem koło bambusowego zagajnika, przez jakieś krzaki i… wyjeżdżamy na pięknie utrzymaną polanę. Z niej wraz z przewodnikiem wyruszamy do jaskini, by mieć ją tylko dla siebie. Zobaczyć sufit cały w stalaktytach, omijać stalagmity i zachwycać się stalagnatami. I by oglądać w świetle latarki cudownie złote bądź srebrne sufity. Albo niebieskie, bo i taki kolor tu występuje. Tu jest magicznie!

Rzeka w Vang Vieng a na niej tubing
Wieczór w Vang Vieng – drinki, piwo w tak malowniczej scenerii to czysta przyjemność

I jeśli będziemy mieli czas i nie złapie nas noc, to możemy w drodze powrotnej zahaczyć o jeszcze kilka jaskiń, tylko żadna z nich nie ma nawet najmniejszych szans równać się z tym cudem przyrody jakim jest jaskinia Złotych Kwiatów. Byłem kilka dni później w jaskini Kong Lor i to nie było to, poprzeczka była postawiona za wysoko, mimo że to byłą jaskinia innego typu i pływało się po niej łódką.

Ja wróciłem do Vang Vieng i poszedłem na owocowego szejka, czyli na czysty cukier, bo po dwunastokilometrowej trasie rowerowej organizm domagał się czystej energii. Więc potem dostał jeszcze Beerlao 🙂

Oceń artykuł, jeśli Ci się podobał
[Ocen: 1 Średnia: 5]

Marzenia nigdy nie spełniają mi się same. To ja je spełniam! Dlatego jeśli tylko mogę, pakuję większy lub mniejszy plecak i jadę gdzieś w świat. Samolotem, autobusem, samochodem lecz najbardziej lubię pociągiem. Kiedyś często podróżowałem do Azji i na Bałkany. Dziś częściej spotkacie mnie w Polsce. Wolę też brudną prawdę niż lukrowane opowieści o pędzących po tęczy jednorożcach. Dlatego opisywane miejsca nie zawsze są u mnie wyłącznie piękne i kolorowe. Dużo pracuję zawodowo, a blog to po prostu drogie hobby, które sprawia mi przyjemność.

5 komentarzy

  1. Wybieram się do Laosu i mam na liście Vang Vieng… warto? 🙂 Nie wiem kiedy został opublikowany ten wpis.

    • Hej, absolutnie warto! Ale Vang Vieng jest baza wypadową w okolicę, bo sama mieścina zbyt ciekawa nie jest. Jednak góry dookoła są obłędnie piekne a i tubing jest dość wesołą sprawą, która na pewno wywołuje uśmiech dziecięcej radości 🙂

Write A Comment

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.