Najpierw jest przepiękna widokowo jazda kolejką linową na górę. Potem wsiadamy na kolejny krzesełkowy wyciąg i po chwili Velika Planina zachwyca swoim widokiem. Zachwyt nie jest tu słowem na wyrost, bo miejsce jest spektakularne!
Wizyty na Velikiej Planinie nie miałem w planach. Podczas wyjazdu na wakacje trasa miała być inna, ale pogoda pozmieniała nam plany. Zatem krócej zostaliśmy w Bośni i Hercegowinie i pozostały czas postanowiliśmy spędzić w Słowenii. Doskonały był to pomysł, bo nie tylko ten płaskowyż obejrzeliśmy. Ale o tym w innych artykułach.
Wyjazd w ciemno czasami ma swoje zalety, bo człowiek nie szuka wcześniej, nie jest przygotowany na to, co zobaczy. Ale przyjeżdża i otwiera paszczę z zachwytu i zdziwienia. Tak było w Velikiej Planinie.
Kolej linowa na Veliką Planinę
Zostawiliśmy samochód na parkingu blisko kas, kupiliśmy bilety i już po chwili wsiedliśmy do wagonika, który pomknął w górę, po biegnącej stromo w górę linie. Kilkucentymetrowa stal, stanowi w takich momentach granicę między życiem i śmiercią. Dosłownie. Ale mało jest czasu na zastanawianie się nad tym, bo turyści patrzą raczej dookoła na coraz piękniejsze krajobrazy otaczających Alp Kamnickich. Potężne granie, szare skały i piargi. Wszystko wydawałoby się na wyciągnięcie ręki.
Po kilku minutach jazdy, wysiadamy na górnej stacji kolejki linowej i teraz jest wybór: albo wsiąść do wyciągu krzesełkowego (w ramach tego samego biletu), albo wybrać wejście piesze. Szlak nie jest zbyt stromy, zatem to wygodna trasa. Wybieramy wyciąg, bo chcemy dziś zobaczyć jak najwięcej. I znów obłędne widoki, bo jesteśmy wyżej i wyżej. Pod nami pasą się krowy, które tak przywykły do machających nogami nad nimi turystów, że kompletnie nie zwracają uwagi.
Za to warto patrzeć na boki, bo po lewej widać pierwsze, charakterystyczne domki. Nie, to nie są domy pasterzy, to osada, która została zbudowana w latach 60t’ych XX wieku. Zbudowały ją słoweńskie firmy, na potrzeby wypoczynku swoich pracowników. Tak, za tak zwanej komuny, zakłady pracy budowały takie ośrodki. Ten kompleks zaprojektował Vlasto Kopač. W roku 1964 stało już około 60 takich chat. Co ważne, nie były one oderwane od otoczenia, lecz miały się wtopić w krajobraz i naśladować lokalne budownictwo.
Zresztą, o tym przekonać się można kilka minut później. Aha, dziś te tradycyjne chaty też są na wynajem, zatem jeśli tylko macie ochotę zamieszkać w tak pięknych okolicznościach przyrody, nic nie stoi na przeszkodzie. Ważne tylko, by wszystko co potrzebne, zabrać ze sobą z dołu.
Velika Planina. Tradycyjna pasterska osada
Po tym, jak wysiadamy z wyciągu krzesełkowego, idziemy na najwyższy punkt w okolicy czyli na górę Gradišče (1666 metrów nad poziomem morza). Tu obowiązkowe kilka zdjęć i jeszcze więcej zachwytów i można iść dalej. Szczególnie, że cel krótkiej wędrówki jest w zasięgu wzroku. To stara osada pasterska, która istnieje tu od stuleci. Tu na zielonych, chociaż kamienistych łąkach w sezonie wypasu pasterze wypasali zwierzęta.
A Velika Planina jest do tego idealna. Bo przecież z płaskowyżu zwierzęta nie uciekną, łatwiej też pilnować ich przed drapieżnikami. Dlatego obok tradycyjnych, drewnianych chałup powstały małe zagrody. Podobno także i dziś zwierzęta przechadzają się tu swobodnie, ale niestety byliśmy na Słowenii chyba za późno, zatem krów było relatywnie niewiele. Może czas wypasu się skończył? Tego nie wiem. Tak samo nie było pasterzy i otwartych zagród. W przewodnikach można wyczytać, że wypas trwa od czerwca do września – my byliśmy tu 24 września.
Za to wspaniale chodzi się po tej osadzie i chłonie spokój. Tradycyjna architektura czasami jednak wzbogacona jest panelami fotowoltaicznymi. Także aluminiowe kominy pozwalają przypuszczać, że w starych chatach kryje się jakieś bardziej nowoczesne źródło ciepła. Wierzcie mi jednak, że w niczym nie psuje to klimatu miejsca. Jednak, żeby nie było aż tak sielsko, to udało nam się też namierzyć zrujnowaną drewnianą chatę, zatem jak widać, nie wszystko jest tu idealne i na pokaz.
Jest tu też kaplica Matki Boskiej Śnieżnej. Co prawda obecny budynek nie jest oryginalnym, ale to niczemu nie przeszkadza. Oryginał został spalony przez Niemców podczas drugiej wojny światowej. To co oglądamy dziś, to rekonstrukcja z roku 1988. Msze św. są tu co niedzielę, ale nie wiem o której.
Ale na Veliką Planinę przyjeżdża się głównie po to, by cieszyć się pięknymi widokami. Bo też z tego największego płaskowyżu w Słowenii roztacza się przepiękna panorama. Ciekawe jak wygląda, kiedy nie ma tu chmur, bo może widać nawet nie tak odległą Lublanę? Niestety w dniu, kiedy to my tu spacerowaliśmy, w powietrzu unosiła się lekka mgiełka, która szczelnie zakryła krajobraz poniżej. Ale kompletnie nam to nie przeszkadzało, bo Alpy Kamnickie wciąż były doskonale widoczne.
Velika Planina – dojazd i trekking
Na Veliką Planinę można wjechać wyciągiem (jak my) lub wejść jedną z trzech tras. Jeśli chcecie wjechać, musicie dojechać do miejscowości Kamniška Bistrica, chociaż najlepiej wpiszcie w mapy Google’a frazę „Velika Planina cable car” i dojedziecie do parkingu dolnej stacji. Są tu dwa spore parkingi, zatem na pewno znajdziecie na nich miejsce. Parking kosztuje 10 euro za samochód osobowy.
Bilet na wyciąg kupujecie w kasie (mogą poprosić o certyfikat zaszczepienia, to tylko uprzedzam). Cena biletu normalnego w dwie strony to 21 euro. Bilet ulgowy ma cenę uzależnioną od dnia. W soboty i niedziele, nie ma ulg dla studentów – taka ciekawostka. Wagoniki odjeżdżają co pół godziny, a jeśli jest wielu chętnych, to częściej. Dostosowują kursy do potrzeb.
Więcej dowiecie się pod tym adresem internetowym.
Na górze można zjeść tradycyjne dania w restauracji „Zeleni rob”
Oczywiście jeśli wolicie wysiłek, to macie mój szacunek. Możecie zatem wejść na Veliką Planinę siłą własnych mięśni. Na górę prowadzi kilka szlaków. Ich usytuowanie możecie znaleźć na tablicach informacyjnych. Jeden ze szlaków zaczyna się w miejscowości Stahovica. Na szczyt czy też bardziej płaskowyż dojdziecie w około 3h i 30 minut.