Jaka jest różnica między wycieczką, a wyprawą? Czy każdy wyjazd gdzieś daleko jest już godzien tego by nazwać go wyprawą, czy może to po prostu dalszy wyjazd, wycieczka, ot zwyczajna podróż?
Jak widać na zdjęciu otwierającym ten artykuł, podróżować można w różnych warunkach. Ale przyjemność z przemieszczania się, poznawania ludzi, oglądania krajobrazu za oknami, zawsze powoduje dreszczyk ekscytacji.
Wycieczka czy wyprawa? Jaka to różnica?
Przyznam, że mam na ten temat własną teorię i nie ukrywam, że dostaję piany na przysłowiowym pysku, kiedy ktoś używa przy mnie słowa wyprawa. Kiedy byle wyjazd na all inclusive dostaje status wyprawy.
A zatem jaka jest wg mnie różnica między wyprawą a wycieczką? Wyprawa zawsze kojarzyła mi się z wysiłkiem, z przekraczaniem pewnych barier, z walką ze sobą i swoimi słabościami, z przezwyciężaniem przeszkód, z wyznaczaniem nowych szlaków, z czymś twórczym.
Reasumując: z pokonywaniem trudności zarówno tych wewnętrznych, jak i zewnętrznych. A czym jest wycieczka? Ot taki dalszy czy bliższy wyjazd, z możliwością dostępu do wszelkich wygód i udogodnień współczesnej cywilizacji (do których zaliczam także np. prysznic i nocleg w hostelu lub hotelu).
Rozumiem, że bardzo wiele osób boi się zagranicznych wyjazdów, że to co dla jednego jest nieosiągalne, coś co nie mieści się w głowie, dla innego jest przysłowiową bułką z masłem, czymś lekkim, łatwym i przyjemnym. Jest tu czysty relatywizm, bo czy jest coś trudnego w spakowaniu się w plecak, założeniu go na plecy i przemierzaniu obcego kraju na własną rękę? Może i jest to bardziej uciążliwe, bo trzeba samemu kupić bilet na autobus lub pociąg do innego miasta, często nie znając języka. Ale czy jest to trudne, ryzykowne, wymaga jakichkolwiek wyrzeczeń i powoduje niedogodności?
Z doświadczenia powiem, że jest to bułka z masłem. W najgorszym wypadku pokażemy miejscowość na mapie, do której chcemy dojechać. Pewnie, że nie jest to zbyt wygodne, kiedy np. w Birmie jadąc do Kalaw, by potem pójść na trekking nad jezioro Inle, autobus wysadza cię o godzinie 2 w nocy gdzieś w środku obcego miasta. Ale zawsze ktoś się zatroszczy o turystę i wskaże mu, skąd odjeżdżają autobusy czy pick up’y do miejsca, do którego zmierzamy. A że nie ma autobusu, tylko siadamy na dachu pickupa wraz z 15 innymi osobami? Dla mnie to czysta przygoda, ale nie powoduje to, że moja podróż do Birmy od razu była wyprawą.
Czym zatem jest dla mnie ta mityczna „wyprawa”? Jak już napisałem, dla mnie to coś, w co trzeba włożyć mnóstwo wysiłku, pokonać własne słabości, choroby, ograniczenia. Np. wyprawa to wyjazd rowerem do Azji, czy nawet bliżej, ot „zaledwie” na przykład na Bałkany. Kiedy musisz mieć ze sobą w sakwach cały ekwipunek, śpisz w namiocie, pedałujesz w deszczu, po mrozie i chłodzie, raz z wiatrem raz pod wiatr. Kiedy tyłek od siodełka boli cię tak, że marzysz o leżeniu na brzuchu :). Kiedy łapie cię choroba, a mimo to wiesz, że masz wizę ważną jeszcze kilka dni i musisz przejechać jakiś odcinek. Nie masz innego wyjścia.
Czym jest wyprawa
I dlatego dla mnie wyprawą jest to, co zrobiły dziewczyny w Kobiety na rowery, wyprawami jest też dla mnie większość tego, co robili Loswiaheros, których czytam sam nie wiem, jak długo. W sumie można by powiedzieć, że wyprawami jest to, za co dostaję się Kolosy. Wyprawą jest też dla mnie to, co robią niepełnosprawni, którzy np. nie mając ręki czy nogi podejmują trudy przezwyciężenia własnych ograniczeń i dotarcia w jakieś miejsce typu szczyt górski. Pewnie, że nie robią tego sami, że ktoś ich wspiera, niesie np. plecak, namiot itp. Ale to wciąż ich trud, ich walka z ograniczeniami, które zafundował im los.
I to są powody dla których uważam, że moje bliższe i dalsze wyjazdy z plecakiem, do krajów typu Nepal, Iran, Birma, czy całkiem bliska Czarnogóra, to żadne wyprawy, to po prostu lekkie łatwe i przyjemne wycieczki. Pewnie, że bardziej angażujące, poprzez samotny wyjazd, ale to wciąż bułka z masłem. To wyjazd na wakacje.
A wyprawy? Kilka planów mam, ale… to wymaga jeszcze czasu. Czy się boję? Pewnie! Ale póki odczuwam strach przed każdym nieznanym to znak, że nie tracę kontaktu z rzeczywistością. Zacznę się bać, kiedy przestanę się bać 🙂
2 komentarze
Jak zwał tak zwał, byle się dobrze bawić. Ostatnimi czasy namnożyło się także przedsięwzięć, programów czy projektów i szczerze mówiąc trochę mnie to już śmieszy. Dlatego też swoje wyjazdy coraz częściej nazywam wycieczkami czy też wyjazdami właśnie, a jakoś z niechęcią zaczynam używać określenie wyprawa… eh
I właśnie przeciwko nadużywaniu tego słowa, które się zdewaluowało, tak nerwowo występuję.
Z zazdrością patrząc na to, co robisz, bo śledzę 🙂
Zazdrością, bo też chciałbym kiedyś zrobić coś, co nazwałbym wyprawą.
Może już za rok?