Zamek Rozafy był kiedyś centralnym punktem Szkodry. To tu ludność chroniła się przed atakami wrogów, tu obrońcy toczyli zacięte boje z wrogiem. I z tym wzgórzem i fortecą wiąże się legenda. Legenda o trzech braciach.
Legenda o powstaniu Zamku Rozafy
Spis treści
Trzej bracia postanowili zbudować zamek. Zamek na szczycie najwyższego wzniesienia w okolicy. Niestety dla nich podczas budowy pojawiła się mgła. Co zbudowano za dnia, w ciemnościach i mgle zawalało się do przepaści. Nikt nie wiedział dlaczego. Jednak kiedy mgła opadła, pojawił się starzec. Mężczyzna ów wyjawił braciom, by zapewnić ich zamkowi wieczystą trwałość, muszą złożyć ofiarę. Ofiarą musi być żona jednego z nich, którą należy żywcem zamurować w murze twierdzy. Należy zamurować tą, która rano przyniesie im śniadanie. Wtedy żadne mgły i nieczyste moce nie będą w stanie ruszyć tych kamiennych murów.
Bracia pokiwali głowami i zgodzili się, że ofiarę złożyć trzeba, bo przecież zamek jest ważniejszy niż życie jednej osoby. Tylko dwaj bracia ostrzegli swoje żony. Jedynie najmłodszy do końca grał czysto. Partnerki starszych braci wymigały się rano od posługi, zrzucając ją na najmłodszą – Rozafę. Ta kiedy dowiedziała się, że musi zostać poświęcona, nie protestowała. W końcu miała się przyczynić do trwałości zamku! Postawiła jednak warunek, że z uwagi na fakt, iż karmi małe dziecko, prawe: oko, pierś, ręka i noga mają zostać niezamurowane. Wszystko po to, by mogła opiekować się dzieckiem. Zerkać na nie jednym okiem, trzymać na jednym ręku, karmić piersią i bujać na nodze. Taki był plan. Aha, po tym zamieni się w głaz. Na wieki umacniając zamek. Tak też się stało i od tej pory zbocza góry mokre są od jej łez. Tyle legenda.
Historia zamku
Fakty są jednak takie, że na wysokiej na 130 metrów nad poziomem morza górze Valdanuz już od tysięcy lat osiedlali się ludzie. Tu było bezpieczniej. Najstarsze zbadane ślady pochodzą z roku 350 przed Chrystusem. W 167 roku to co zostało tam wcześniej zbudowane, zdobyli Rzymianie i zaczęli budować potężne umocnienia. Następnie kolejny duży ślad odcisnęła tu Republika Wenecka, dla której była to ważna forteca. Pozwalała na kontrolę szlaków handlowych. A jak wiadomo Wenecja żyła właśnie z handlu i pieniądz był jej krwiobiegiem. A potem przyszli Turcy i zasiedzieli się.
Ale zanim przyszli i podczas bitwy o Szkodrę, przejęli Zamek Rozafy, ponieśli ciężkie straty. Działo się to w latach 1478–1479, czyli po upadku państwa Skanderbega – narodowego bohatera Albanii. Dwa tysiące obrońców przez kilka miesięcy broniło zamku przed kilkudziesięcioma tysiącami oblegających. Bronili skutecznie – nie ulegli. Odparli wiele szturmów, a podczas nich niebo podobno ciemniało od strzał. Było ich tak wiele, że drewno z nich służyło broniącym się Albańczykom za opał. I co ważne: obrońcy dzielnie powstrzymywali napór wroga. Wytrzymywali, mimo że zapasy żywności się skończyły i jedli nawet myszy i szczury. Poddali twierdzę, ale nie została ona zdobyta zbrojnie. Przeszła we władanie Turków na mocy traktatu w Stambule, kiedy Republika Wenecka ułożyła się z imperium Osmanów.
Zwiedzając Zamek Rozafy
Dziś na szczyt wiedzie ta sama stroma droga. Pamiętam, że kiedy byłem w Albanii pierwszy raz, do Zamku Rozafy przyjechałem rowerem. Zjawiłem się dość późno, by obejrzeć z góry zachód słońca nad Jeziorem Szkoderskim. Zamek, do którego się zbliżam, przesłania zachodzące już słońce. Rzuca głęboki cień na okolicę i przyznam, że wygląda jak ładnie ociosana góra. Wąska i wijąca się droga na pewno nie ułatwiała szturmów. Bo też zamek, był trudny do sforsowania. Położony na stromym wzgórzu, umocniony kilkoma pasami murów, kilkoma poziomami, mógł się bronić długo i robił to kilkukrotnie.
Po tym jak przez potężną, podwójną bramę wchodzę do środka rozumiem, dlaczego zdobywanie go było tak karkołomną sztuką. Te mury są naprawdę potężne.
Spacerując dziś po rozległym terenie, widzę głównie ruiny. Ale także pozostałości po tureckim panowaniu w postaci zawalonego częściowo minaretu. Zachowały się też cysterny na deszczówkę, którą zbierano na wypadek oblężenia. Są również nieliczne ruiny budynków gospodarczych i duży, kamienny budynek muzeum.
Ponieważ słońce jest już coraz niżej, wchodzę na najwyższą część twierdzy i z góry podziwiam grę światła i cieni. Pode mną pogrążone już w mroku rzucanym przez górę leży Jezioro Szkoderskie. Na horyzoncie widzę malowane przepięknymi kolorami ostatnich promieni słońca pasmo Gór Przeklętych. Skrzy się delikatną czerwienią i pomarańczem. Wygląda zjawiskowo na tle gasnącej zieleni pól i wód dwóch rzek, które łączą się tuż pod zamkiem Rozafa.
Sceneria bajkowa, zostaję tu dobrą godzinę, aż do czasu, kiedy słońce całkowicie zniknie za horyzontem.
Podążając do wyjścia i zostawionego w budce kasy roweru, mijam dziadka pasącego kozy oraz parę młodą, która właśnie robi plener ślubny. Sporo tu romantyzmu, bo na murach zobaczymy wiele obejmujących się par. I to niezależnie od wieku. Bo kto powiedział, że zakochanie jest domeną młodych?
Zamek Rozafy – informacje
- Jeśli chcecie do zamku Rozafy podjechać samochodem, to da się! Mały parking jest tuż przy bramkach wejściowych. Tylko uwaga! Podjazd jest naprawdę strony i będziecie jechali na jedynce. Przyda się napęd 4×4! Parking jest darmowy.
- Cena biletów nie są niskie, bo bilet normalny kosztuje 400 leków (można płacić też w euro – 4 euro), ulgowy połowę tego.
1 Comment
Szukałem ciekawe i wartościowego opisu o twierdzy Rozafa, który nie powielałby info. z innych blogów i oto jest 🙂 Gratulacje
Jedynie ta albańska Buna to zupełnie inna Buna, która wypływa z Blagaju.